Opis
Kluczową wydaje się być jednak jego koncepcja biernej uważności, która nie dokonuje wyborów, nie wartościuje, nie potępia, poprzestając na samej obserwacji. Taka uważna obserwacja jest według autora jedyną drogą do wolności, jaką może osiągnąć człowiek. Wolności od nawykowych działań, stereotypowego myślenia, uwarunkowań społecznych, kulturowych, od tego co znane, co jest przeszłością, a wreszcie wolności do życia tu i teraz. Tylko będąc wolnym możemy dostrzec to, co rzeczywiste, to co jest, w przeciwstawieniu do niezliczonych ludzkich wyobrażeń na temat innych ludzi i rzeczy, tworzonych dla poczucia bezpieczeństwa i komfortu w świecie, którego nie rozumiemy.
„Najważniejsze dla nas jest zrozumienie, jak uwolnić się od wszelkiego uwarunkowania. Możemy oczywiście założyć z góry, że to jest niemożliwe, że ludzki umysł zawsze będzie jakoś uwarunkowany. Ale możemy również eksperymentować, dociekać i odkrywać… Ten, kto chce odkryć prawdę o sobie, musi podjąć taką próbę…”
Cytaty z ksiązki:
Porozumiewanie się jest sprawą niezwykle trudną, nawet pomiędzy ludźmi, którzy dobrze się znają. Może się zdarzyć, że użyję słów, którym ty nadajesz inne znaczenie. Zrozumienie przychodzi wówczas, kiedy ty i ja spotykamy się jednocześnie na tej samej płaszczyźnie i jest możliwe tylko wtedy, gdy łączy nas prawdziwe uczucie, takie jak między mężem i żoną albo bliskimi przyjaciółmi. To jest prawdziwa komunia. Natychmiastowe zrozumienie wydarza się wtedy, kiedy spotykamy się jednocześnie na tej samej płaszczyźnie.
Bardzo trudno jest nawiązać łączność prosto, skutecznie, zdecydowanym działaniem. Używam prostych słów i nie odwołuję się do skomplikowanych pojęć technicznych, ponieważ uważam, że nie pomogłyby nam w rozwiązywaniu naszych trudnych problemów; nie zamierzam więc posiłkować się fachowym żargonem psychologicznym czy naukowym. Na szczęście nie czytałem książek psychologicznych ani religijnych. Chciałbym za pośrednictwem najprostszych słów używanych potocznie przekazać głębsze znaczenie; mam jednak przed sobą trudne zadanie, jeśli nie potrafisz słuchać.
Słuchanie jest sztuką. Aby naprawdę coś usłyszeć, musisz porzucić albo odłożyć na bok wszelkie swe uprzedzenia, założenia i codzienne zajęcia. Kiedy otworzysz swój umysł na przyjęcie nowej wiedzy, zrozumienie przyjdzie ci łatwo; słuchasz bowiem wtedy, gdy poświęcasz czemuś uwagę. Niestety, większość z nas słucha przez zasłonę oporu. Zasłonę utkaną z naszych uprzedzeń natury religijnej albo duchowej, z naszej psychologicznej i naukowej wiedzy, albo po prostu z naszych codziennych trosk, pragnień i lęków. Ta zasłona nas oddziela, dlatego tak naprawdę słuchamy własnego zgiełku, wydawanych przez nas odgłosów, nie zaś tego, co ktoś mówi. Niezwykle trudno jest odłożyć na bok wszystko, czego się nauczyliśmy do tej pory, wszelkie uprzedzenia, tendencje i opór, by sięgnąć pod podszewkę słów i słuchać tak, by ich zrozumienie następowało równocześnie. To będzie jedno z naszych zadań.
(…)
Czego poszukuje większość z nas? Czego każdy z nas pragnie? Szczególnie na tym niespokojnym świecie, gdzie wszyscy usiłują odnaleźć jakiś spokój, jakieś szczęście, schronienie, z pewnością warto znaleźć odpowiedź na to pytanie, co tak usilnie próbujemy odkryć, prawda? Zapewne większość z nas poszukuje szczęścia i spokoju. Na świecie targanym przez zamęt, wojny, konflikty i rywalizację pragniemy schronić się w jakimś spokojnym miejscu. Sądzę, że tego pragnie większość. Poszukujemy więc, odwołujemy się do rozmaitych przywódców, organizacji religijnych, nauczycieli.
Czy naprawdę jednak dążymy do szczęścia, czy może raczej pragniemy jakiejś gratyfikacji, która ma nam to szczęście zapewnić? Jest różnica pomiędzy szczęściem a gratyfikacją. Czy można poszukiwać szczęścia? Można wprawdzie odnaleźć gratyfikację, ale szczęścia z pewnością się nie znajduje. Szczęście jest pochodną, produktem ubocznym czegoś innego. Zanim więc oddamy swoje umysły i serca czemuś, co wymaga wielkiego zaangażowania, uwagi, myśli i troski, musimy się dowiedzieć, czego szukamy, czyż nie? Czy jest to szczęście, czy gratyfikacja? Obawiam się, że większość z nas poszukuje tego drugiego. Pragniemy nagrody, poczucia pełni jako zwieńczenia naszych poszukiwań.
Koniec końców, gdyby człowiek naprawdę szukał spokoju, mógłby go odnaleźć bez trudu. Można poświęcić się ślepo jakiejś sprawie albo idei i w tym odnaleźć schronienie. Ale to nie rozwiązuje problemu. Samo odosobnienie, schronienie nie uwalnia od konfliktu. Musimy poznać, czego tak naprawdę pragniemy wewnętrznie i w świecie, czyż nie?
(…)
Problemy świata są tak kolosalne, tak bardzo złożone, że aby je zrozumieć i rozwiązać, musimy podejść do nich jak najprościej i bezpośrednio. Prostota i bezpośredniość nie wynikają z okoliczności zewnętrznych ani z naszych uprzedzeń czy nastrojów. Jak już wskazywałem, rozwiązania nie znajdziemy uczestnicząc w konferencjach, naśladując innych ani próbując zastąpić jednego lidera drugim. Rozwiązanie tkwi oczywiście w twórcy problemu, w autorze podłości, nienawiści i olbrzymiego niezrozumienia, które dzieli ludzi. Twórcami tego zamętu, tych problemów, są jednostki, ty i ja, nie zaś świat, jak błędnie sądzimy. Świat jest twoją relacją z innym. Świat nie jest czymś odrębnym od ciebie i mnie; świat, społeczeństwo to relacja, którą ustanawiamy albo pragniemy ustanowić pomiędzy sobą.
Zatem to ty i ja jesteśmy problemem, nie zaś świat, ponieważ świat jest naszą projekcją. Aby go zrozumieć, musimy zrozumieć siebie. Świat nie jest czymś różnym od nas; my jesteśmy światem, a nasze problemy są problemami świata. Nie można przesadzić z podkreślaniem tego faktu, ponieważ jesteśmy tak ospali w naszym rozumowaniu, że sądzimy, iż problemy świata nas nie dotyczą, że powinny je rozwiązywać takie organizacje jak ONZ albo nowi przywódcy, którymi zastąpimy starych. Ale to tylko przekonanie ograniczonej mentalności, bo to my jesteśmy odpowiedzialni za te budzące grozę nieszczęścia i zamęt panujące na świecie, za to, że nieustannie zagraża nam wojna.
Jeśli chcemy zmienić świat, musimy zacząć od siebie; zaś w zaczynaniu od siebie najważniejsza jest intencja. Naszą intencją musi być zrozumienie siebie i niepozostawianie innym przemiany ich samych, nieusiłowanie wprowadzania modyfikacji przez rewolucję, przez opowiadanie się po lewej lub prawej stronie. Ważne, by zrozumieć, że to my ponosimy odpowiedzialność, ty i ja, ponieważ niezależnie od tego, jak niewielki jest świat, w którym żyjemy, jeśli zdołamy przemienić siebie, przyjąć całkowicie odmienną perspektywę w swym życiu codziennym, to być może uda nam się wpłynąć również na ten większy świat, na dalsze relacje z innymi ludźmi.
(…)
Większości z nas życie upływa na staraniu powodowanym wolą. Nie możemy sobie wyobrazić działania bez aktu woli, bez wysiłku; na tym opiera się nasze życie. Nasze życie społeczne, ekonomiczne i tak zwane duchowe jest szeregiem starań, niezmiennie przynoszących jakiś rezultat. Uważamy, że ten wysiłek jest zasadniczy, niezbędny.
Po co się staramy? Najprościej mówiąc po to, by uzyskać efekt, by czymś się stać, by zrealizować cel. Sądzimy, że wysiłek jest konieczny, by nie popaść w stagnację. Mamy jakieś wyobrażenie celu, do którego nieustannie dążymy i to dążenie stało się częścią naszego życia. Jeśli chcemy się zmienić, wprowadzić naprawdę radykalną zmianę w sobie, czynimy potężne wysiłki, by uwolnić się od starych nawyków, oprzeć się nawykowym wpływom otoczenia i tak dalej. Przyzwyczailiśmy się do tego, że wszystko osiąga się staraniem, a nawet żyje się dzięki staraniu.
Czy jednak cały ten trud nie jest po prostu aktywnością ja? Aktywnością zogniskowaną przez ja? Jeśli zaś podejmujemy staranie wynikające z ośrodka naszego ja, nieuchronnie rodzi ono konflikt, jeszcze większy zamęt i biedę. Mimo to nie przestajemy się starać. Bardzo niewielu ludzi rozumie, że aktywność wynikająca z poczucia ja nie rozwiązuje żadnych problemów. Przeciwnie, potęguje nasze pomieszanie, poczucie nieszczęścia i smutku. Wiemy o tym, a jednak nie porzucamy nadziei, że jakoś uda nam się przebić z tą aktywnością ja, z działaniem woli.
Myślę, że zrozumiemy znaczenie życia wtedy, kiedy zrozumiemy, co znaczy podejmowanie wysiłku. Czy szczęście przychodzi dzięki staraniu? Czy kiedykolwiek próbowałeś być szczęśliwy? To niemożliwe, prawda? Trudzisz się, by zaznać szczęścia, ale ono nie przychodzi. Radość nie wypływa ze stłumienia, z kontroli czy z nadmiernego folgowania sobie. Możesz sobie pofolgować, ale to koniec końców zawsze rodzi gorycz. Możesz tłumić siebie albo się kontrolować, ale zawsze wynika z tego konflikt. Szczęścia nie osiąga się wysiłkiem, tak jak radości nie uzyskuje się dzięki kontroli i tłumieniu. Tymczasem nasze życie jest ciągłym tłumieniem, kontrolowaniem i spotykającym się z naganą folgowaniem sobie.
Jednocześnie zmagamy się ze swoimi namiętnościami, z własną chciwością i głupotą. Czy zatem nie rywalizujemy ze sobą, nie walczymy, nie czynimy wszystkich tych starań w nadziei, że przyniosą nam one szczęście, coś, co napełni nas spokojem i miłością? Czy jednak miłość albo zrozumienie mogą być wynikiem starania? Musimy wiedzieć, co rozumiemy pod pojęciem zmagań, konfliktu i wysiłku.
(…)
Czy wiemy, czym jest ja? Mam na myśli ideę, wspomnienie, wnioski, doświadczenie, najróżniejsze przejawy nazwanych i nienazwanych intencji, świadome pytanie „być czy nie być?”, nagromadzoną pamięć nieświadomości rasowej, grupowej, indywidualnej i klanowej oraz całą tę resztę, projektowaną na zewnątrz w działaniu albo duchowo jako cnotę – dążeniem do tego wszystkiego jest właśnie ja. Zawiera się w nim rywalizacja, dążenie do tego, by być. Cały ten proces to ja; konfrontując się z nim, poznajemy, że to zło. Użyłem słowa „zło” celowo, ponieważ ja jest tym, co dzieli; zamyka się w sobie: jego aktywność, choćby szlachetna, oddziela i izoluje. Wszyscy o tym wiemy. Znamy również te niezwykłe chwile, kiedy ja znika, kiedy nie ma potrzeby osiągania ani starania. Zdarzają się one tam, gdzie jest miłość.
(…)
Czym jest lęk? Lęk może istnieć tylko w relacji do czegoś, nigdy w izolacji. Jak mogę lękać się śmierci, jak mogę czuć lęk przed tym, czego nie znam? Mogę się bać tylko tego, co poznałem. Kiedy więc mówię, że lękam się śmierci, tak naprawdę odczuwam lęk przed nieznanym, które jest śmiercią, a może boję się stracić to, co znam? Mój lęk nie dotyczy śmierci, lecz utraty powiązań z tym, co do mnie należy. Lęk zawsze dotyczy tego, co znam, wcale nie nieznanego.
Próbuję teraz dociec, jak można uwolnić się od lęku przed znanym, czyli lęku przed utratą rodziny, reputacji, charakteru, konta w banku, apetytów itd. Może powiesz, że lęk jest skutkiem sumienia; ale twoje sumienie zostało ukształtowane przez twoje uwarunkowania, zatem sumienie wciąż jest skutkiem tego, co znasz. Co wiem? Wiedza to posiadanie idei, opinii na temat rzeczy, poczucie kontynuacji w relacji do znanego i nic więcej. Idee to wspomnienia, skutek doświadczeń, będący odpowiedzią na wyzwania. Boję się znanego, co oznacza, że boję się stracić ludzi, rzeczy albo idee, boję się odkryć, czym jestem, boję się wytrwać w tej stracie, boję się bólu, który mogę odczuwać, kiedy coś stracę, a nic nie zyskam albo kiedy przestanę doświadczać przyjemności.
Istnieje lęk przed bólem. Ból fizyczny jest reakcją nerwową, ale ból psychiczny rodzi się, kiedy trzymam się rzeczy dających mi satysfakcję, wówczas bowiem boję się każdego i każdej rzeczy, która może mi je odebrać. To, co zgromadziliśmy w swym życiu psychicznym, chroni nas przed bólem tak długo, jak długo pozostaje nienaruszone; to jest tak długo, jak długo pozostaję zbiorem tego, co zgromadziłem, czyli swoich doświadczeń, które nie pozwalają, by coś poważnego to zakłóciło. Nie chcę, żeby coś mi przeszkadzało. Dlatego boję się każdego, kto mógłby to zakłócić. Mój lęk dotyczy więc tego, co znam. Boję się tego, co zgromadziłem, fizycznie i psychicznie, co służy mi jako środek do odstraszania bólu lub zapobiegania odczuwaniu smutku. Tymczasem smutek jest obecny w procesie gromadzenia mającego na celu odpędzenie bólu psychicznego. Wiedza również zapobiega odczuwaniu bólu. Tak jak wiedza medyczna pomaga nam zapobiegać bólowi fizycznemu, tak przekonania pozwalają nam nie doświadczać bólu psychicznego; dlatego boję się utraty swoich przekonań, choć nie posiadam pełnej wiedzy ani solidnych dowodów na potwierdzenie realności tych przekonań. Mogę odrzucać jakieś tradycyjne przekonania, które mi narzucono, ponieważ moje doświadczenie daje mi siłę, pewność i zrozumienie; takie przekonania jednak, jak również nabyta wiedza, stanowią zasadniczo jedno i to samo – to środek przeganiający ból.
Lęk trwa tak długo, jak długo trzymamy się tego, co wiemy, a co tworzy lęk przed stratą. Dlatego lęk przed nieznanym jest w rzeczywistości lękiem przed utratą tego wszystkiego, co znamy i co zgromadziliśmy. Nagromadzenie niezmiennie wiąże się z lękiem, który z kolei wiąże się z bólem; w chwili, gdy mówię, że „nie mogę tego stracić”, odczuwam lęk. Chociaż moją intencją w gromadzeniu jest odpędzenie bólu, ból jest wpisany w proces gromadzenia. To wszystko, co posiadam, rodzi lęk, który jest bólem.
Ziarno obrony powoduje atak. Pragnę bezpieczeństwa fizycznego, więc tworzę suwerenny rząd, który wymaga istnienia sił zbrojnych, a to oznacza wojnę, która niszczy poczucie bezpieczeństwa. Tam, gdzie rodzi się pragnienie chronienia siebie, powstaje również lęk. Kiedy dostrzegam błąd, jakim jest żądanie bezpieczeństwa, przestaję gromadzić. Jeśli twierdzisz, że to rozumiesz, ale nie możesz przestać gromadzić, tak naprawdę nie rozumiesz, że w gromadzeniu obecny jest ból.
Lęk istnieje w procesie gromadzenia, a przekonanie jest częścią procesu gromadzenia. Mój syn umiera i wierzę w reinkarnację, by nie przeżywać bólu psychicznego; jednakże w samym procesie wiary kryje się zwątpienie. Na zewnątrz gromadzę rzeczy i wzbudzam wojnę; wewnątrz gromadzę przekonania i wzbudzam ból. Dopóki pragnę poczucia bezpieczeństwa, posiadania konta w banku, przyjemności i tak dalej, dopóki pragnę być czymś, fizycznie lub psychicznie, nie wyzbędę się bólu. To, co robię, by odpędzić ból, jest w istocie źródłem bólu i lęku.
Lęk rodzi się wtedy, gdy pragnę realizować określony wzorzec. Życie bez lęku to życie bez określonego wzorca. Kiedy domagam się określonego sposobu życia, to samo w sobie jest źródłem lęku. Trudnością jest moje pragnienie życia w określonych ramach. Czyż nie mogę ich rozerwać? Mogę, ale tylko wtedy, gdy zobaczę prawdę: że to właśnie te ramy rodzą lęk, który z kolei je wzmacnia. Jeśli mówię, że chcę być wolny od lęku, zaczynam tylko realizować jakiś inny wzorzec, który wzbudza we mnie jeszcze większy lęk. Każde działanie z mojej strony wynikające z pragnienia wyjścia poza ramę stwarza jedynie inny wzorzec, a więc i lęk. Jak mógłbym wyjść poza ramy, nie wywołując przy tym w sobie lęku, czyli bez żadnego świadomego bądź nieświadomego działania z mojej strony? Nie wolno mi podejmować żadnych działań ani wykonywać ruchu zmierzającego do wyjścia. Co się zdarzy, jeśli poprzestanę na obserwacji ramy, niczego przy tym nie robiąc? Zauważam, że ramą jest mój umysł, to on jest wzorcem. Żyje według nawykowego wzorca, który dla siebie stworzył. Dlatego to umysł jest lękiem. Cokolwiek robi umysł, wzmacnia stary wzorzec albo wprowadza nowy. Oznacza to, że wszystko, co robi umysł, by wyzbyć się lęku, rodzi lęk.