Opis
Autor rozróżnia pomiędzy miłością i seksem, przyjemnością i uzależnieniem. Aby widzieć prawdę i być prawdziwie z innymi musimy być w stanie porzucić wszelki osąd, uprzedzenia, interpretacje, programowanie. Dopiero wtenczas pojawia się w nas element miłości, dopiero wtedy jesteśmy w stanie prawdziwie być z innymi.
Krishnamurti mówi: „Dopiero gdy umysł nie próbuje stosować żadnej formy ucieczki – w pracę, rozrywkę, zajęcia wszelkiego rodzaju – jesteśmy w stanie wejść w rzeczywisty kontakt z tym, co nazywamy samotnością, jednak aby tego dokonać potrzebne jest uczucie, potrzebna jest miłość”.
Krishnamurti nigdy nie starał się zostać guru, zwykle umniejszał swoją rolę jako przewodnika, czy nauczyciela. Jego wykłady bardziej przypominały rozmowy przyjaciół. Podróżował z nimi po całym świecie, spotykając się z ludźmi żyjącymi w różnych kulturach, wyznającymi różne religie i filozofie. Trafiał do nich ze swoim przekazem, którego największą zaletą była bezpośredniość i autentyczność. Z pewnością trafi również do Ciebie i będzie inspiracją dla pełniejszego doświadczania świata z tolerancją i otwartością wobec jego bogatej różnorodności.
Cytaty z ksiązki:
Jeśli nie macie w sobie miłości, możecie robić, co chcecie, czcić wszystkich bogów ziemi, angażować się społecznie, walczyć z ubóstwem, działać na polu polityki, pisać książki albo wiersze, nieważne, i tak pozostaniecie martwi. Bez miłości wasze problemy będą się pogłębiać i mnożyć. Lecz jeśli macie w sobie miłość, wszystko, co zrobicie, będzie wolne od ryzyka, wolne od konfliktu. Miłość jest bowiem istotą cnoty.
(…)
Omawiając wspólnie problemy naszego życia codziennego, powinniśmy pamiętać, że najważniejsze jest tu słowo „wspólnie”. Podejmujemy tę podróż razem i musimy zdobyć się na szczere zaangażowanie, na otwartość umysłu wolnego od przekonań i koncepcji, umysłu gotowego na dalekie poszukiwania, wymagające nie tyle czasu, co głębi.
Spróbujemy się więc przekonać, czy jesteśmy w stanie uporządkować nasze życie w związkach z innymi ludźmi. Nasze społeczeństwo opiera się na relacjach: moich relacjach z wami, związkach pomiędzy dwoma osobami, to one stanowią bowiem strukturę społeczną. Relacja jest zarazem strukturą i naturą społeczeństwa. Ujmuję to w najprostszy możliwy sposób. Jeśli w relacjach nie ma porządku, jak to się dzieje w naszym społeczeństwie, każde działanie będzie nie tylko sprzeczne, ale będzie musiało powodować wiele żalu, poczucia nieszczęścia, zamętu i konfliktu. Proszę, nie ograniczajcie się jedynie do wysłuchania tego, co mam do powiedzenia. Rozmawiajmy ze sobą, bo to nasza wspólna podróż, idziemy ramię w ramię, z zaangażowaniem i rozwagą. Jeśli będziecie tylko siedzieli tu i słuchali, obawiam się, że donikąd razem nie dojdziemy. Proszę więc, byście obserwowali swój umysł, przyjrzeli się swoim relacjom – nieważne z kim; z żoną, dziećmi, sąsiadami czy rządem – spróbujcie zobaczyć, czy są one uporządkowane. Potrzebujemy porządku i precyzji. Porządek jest cnotą, jest matematyką, jest czymś czystym i kompletnym, przekonajmy się więc, czy może zaistnieć w naszym świecie.
Nikt nie może żyć bez związków z innymi. Możesz zamieszkać samotnie w górach czy na pustyni, zostać mnichem, sannyasinem, ale wciąż będziesz w relacji do kogoś lub czegoś. Nie można uciec przed tym faktem. Nie można żyć w całkowitej izolacji. Twój umysł może sądzić, że tak właśnie funkcjonuje, może starać się oderwać od świata, ale nawet w odosobnieniu będzie w relacji. Życie jest relacją. Nie żyjemy naprawdę, jeśli otoczyliśmy się grubym murem, spoza którego z rzadka tylko na siebie zerkamy. Jesteśmy ze sobą powiązani na głębokim nieświadomym poziomie. Nie sądzę, byśmy na co dzień poświęcali tej kwestii wiele uwagi. Wasze książki nie traktują o relacjach; mówią o Bogu, praktyce, metodzie, sposobach oddychania, o zakazach i nakazach, ale powiedziano mi, że nie wspominają o relacjach.
Relacja implikuje poczucie odpowiedzialności, podobnie jak wolność. Być w relacji to żyć; to jest życie, egzystencja. Jeśli w relacjach panuje nieporządek, całe nasze społeczeństwo, cala kultura rozpada się na kawałki; obserwujemy ten proces obecnie.
(…)
Przyczyną całego zamętu panującego w naszych relacjach, zarówno w warstwie zewnętrznej, jak i wewnętrznej, jest lęk, konformizm i porównywanie się z innymi. Nasze związki z innymi są chaotyczne, nieuporządkowane. Gdybyśmy zobaczyli to wyraźnie, na głębokim poziomie, dostrzegli wszystkie implikacje takiego stanu rzeczy, zaprowadzilibyśmy porządek w sobie. Nie musielibyśmy ulegać narzuconym normom. Prawdziwy porządek bowiem nie ma jednego wzorca, nie jest gotowym schematem; wynika ze zrozumienia tego, czym jest nieuporządkowanie. Im głębiej rozumiemy zamęt panujący w naszych związkach z innymi, tym bardziej stajemy się uporządkowani w środku. Musimy więc zrozumieć, czym są nasze wzajemne relacje.
Czym są wasze relacje z innymi ludźmi? Czy macie obecnie jakieś relacje, czy też jesteście związani z tym, co było? Przeszłość, wraz z jej wyobrażeniami, doświadczeniem i wiedzą, tworzy to, co nazywacie relacją. Ale wszelka wiedza powoduje tylko zamęt w relacjach. Jestem z tobą w relacji. Jestem twoim synem, ojcem, żoną czy mężem. Mieszkamy razem; ty ranisz mnie, a ja ciebie. Ciosasz mi kołki na głowie, wyśmiewasz mnie, bijesz, mówisz nieprzyjemne rzeczy za moimi plecami i rzucasz mi je w twarz. Żyjemy razem od dziesięciu lat albo od dwóch dni, ale te wspomnienia pozostają: wszystkie zranienia, całe rozdrażnienie, rozkosz, zniecierpliwienie, brutalne słowa itd. To wszystko jest zapisane w komórkach mózgowych mieszczących naszą pamięć. Dlatego nasz związek opiera się na przeszłości. To przeszłość jest moim życiem. Wystarczy, że się temu przyjrzycie, a odkryjecie, że wasz umysł, wasze życie, cała wasza aktywność jest zakorzeniona w przeszłości. A związki zakorzenione w przeszłości muszą powodować zamęt. Jeśli mnie zranisz, na pewno to zapamiętam; zraniłaś mnie wczoraj albo tydzień temu i pamięć o tym została w moim umyśle, składa się na moją wiedzę o tobie. Ta wiedza uniemożliwia nam stworzenie związku; wiedza powoduje zamęt. Pytanie zatem brzmi: Czy kiedy mnie ranisz, pochlebiasz mi albo mnie obmawiasz, mój umysł może przejść obok tego obojętnie, nie rejestrując tego? Czy próbowaliście tak postępować?
Jakże piękny jest księżyc przebłyskujący przez liście do wtóru krzyku wron i to wieczorne światło! Niezwykły blask księżyca pośród liści jest cudownym zjawiskiem. Przyjrzyjcie mu się, cieszcie się nim.
Załóżmy, że wczoraj ktoś wypowiedział naprawdę ostre słowa pod moim adresem, które w dodatku nie były prawdą. To, co powiedział, zostało zapisane i mój umysł od tej pory utożsamia tę osobę z zapisem, przez co działa zgodnie z tym, co zapisał. Jeśli umysł działa w relacji do wiedzy o zniewadze, ostrych słowach, fałszu, to wiedza w relacji powoduje zamęt. Czy mam rację? Jak więc sprawić, by umysł nie rejestrował ani zniewag, ani pochlebstw? Dla mnie najważniejsze w życiu są relacje. Bez nich zapanowałby chaos. Umysł żyjący w uporządkowaniu, w porządku totalnym będącym najwyższą formą porządku matematycznego, nie może pozwolić, by pojawił się w nim choćby cień nieporządku, nawet przez krótką chwilę. Nieporządek powstaje wtedy, kiedy działanie umysłu wynika z wiedzy o tym, co się wcześniej wydarzyło w związku. Jak zatem sprawić, by umysł nie rejestrował zniewagi, by uznał ją za zwykły fakt, podobnie jak pochlebstwo? Czy może on wyłącznie zauważać to, co się dzieje, nie zapisując tego, by pozostać czystym, zdrowym i kompletnym w relacji?
(…)
Czy chcąc poznać to, co ludzkie, nie musimy najpierw posiadać pewnej wolności? Jeśli chcemy zgłębiać tak złożony problem, jakim jest miłość, musimy być wolni od wszystkich uprzedzeń, skłonności, upodobań, wyobrażeń na temat tego, jaka powinna być miłość – miłość wiktoriańska albo współczesna. Powinniśmy odłożyć to wszystko na bok, jeśli potrafimy, w przeciwnym razie będziemy rozproszeni, będziemy marnowali energię na afirmowanie bądź buntowanie się wobec naszego uwarunkowania. Czy zastanawiając się wspólnie nad tym, czym jest miłość, potrafimy poznać w pełni znaczenie, sens i głębię tego, co zawiera w sobie to słowo i czego nie zawiera? Czy nie powinniśmy się najpierw przekonać, czy potrafimy uwolnić umysł od wyciągania wniosków na temat znaczenia słów? Czy możliwe jest takie uwolnienie umysłu, uwolnienie go od głęboko zakorzenionych w nim przekonań, fałszywych teorii i konkluzji? Myślę, że abyśmy mogli rozmawiać o tym, czym jest miłość, musimy otworzyć umysł. Umysł nie będzie czysty, jeśli posiada gotowe opinie, osądy i twierdzenia o tym, jaka powinna być miłość i jaka być nie powinna. Badanie umysłu wymaga poczucia wolności. Nie wolności od czegoś, lecz takiej, która jest zdolna patrzeć, obserwować, dostrzegać prawdę. Później możecie wrócić do swoich przekonań, próżnych osądów i konkluzji. Ale czy możemy to wszystko odłożyć choć na chwilę, by zachować wolność dociekania?
Mamy tu do czynienia z kilkoma rzeczami, takimi jak seks, zazdrość, samotność, przywiązanie, partnerstwo, wielka doza przyjemności i dlatego również lęk. Czy to wszystko nie zawiera się w tym jednym słowie? Czy możemy zacząć od pytania o przyjemność, która odgrywa tak ważną rolę w miłości? Większość religii odżegnuje się od seksualności, głosząc, że człowiek folgujący przyjemnościom zmysłowym nie potrafi przyjąć prawdy, nie może poznać, czym jest Bóg, miłość, ta najwyższa, nieogarniona z rzeczy. Tak naucza chrześcijaństwo, lecz również religie Indii czy buddyzm. Skoro więc zamierzamy przyjrzeć się temu, czym w istocie jest miłość, musimy być świadomi naszego uwarunkowania wynikającego z tradycji, z dziedzictwa, uwarunkowania, które nas tłumi lub pozwala nam cieszyć się seksem.
(…)
Przyjemność odgrywa ogromną rolę w naszym życiu. Jeśli zdarzyło wam się rozmawiać z hołdującymi dyscyplinie i intelektowi, tak zwanymi religijnymi ludźmi – choć sam nie nazwałbym ich religijnymi – wiecie, że czystość jest jednym z ich wielkich problemów. Możecie myśleć, że to wszystko nie ma żadnego znaczenia, że czystość nie liczy się już w dzisiejszym świecie i odsuwać od siebie ten problem. Moim zdaniem byłaby to wielka szkoda, ponieważ powinniśmy zrozumieć, czym w istocie jest czystość. Skoro chcemy wiedzieć, czym jest miłość, potrzebujemy głębokiego, otwartego umysłu, a poprzestając na poziomie pustych teorii nigdy się tego nie dowiemy. Dlaczego przyjemność jest tak istotną częścią naszego życia? Nie twierdzę, że to dobrze lub źle, szukam tylko odpowiedzi na to pytanie; nie twierdzę w żadnym razie, że seks czy przyjemność powinny być czymś zakazanym albo akceptowanym. Dlaczego przyjemność odgrywa tak wielką rolę we wszystkich naszych poczynaniach? Przeżywanie przyjemności zaspokaja nasze podstawowe potrzeby, ale dlaczego przybiera to tak fantastyczne rozmiary, nie tylko w świecie Zachodu, gdzie jawi się jako coś wulgarnego, ale również na Wschodzie? To jeden z naszych największych problemów. Dlaczego? Religie – tak zwane religie – i księża potępiają ją. Twierdzą, że poszukiwanie Boga wymaga życia w celibacie. Znam pewnego hinduskiego mnicha, bardzo poważnego człowieka, intelektualistę. W wieku piętnastu czy szesnastu lat odwrócił się od świata i ślubował celibat. Po latach – poznałem go, gdy był koło czterdziestki – wycofał się ze swojego ślubowania i ożenił się. Potępiano go za to, bo złamanie przyrzeczenia uważane jest w kulturze hinduskiej za hańbiące. Przeżywał więc ciężkie chwile na skutek ostracyzmu. Ale taka jest właśnie ludzka mentalność. Dlaczego seks nabrał dla nas tak wielkiego znaczenia?
(…)
Czy nie chodzi przypadkiem o to, że aktywność seksualna wiąże się z poczuciem całkowitej swobody? W dziedzinie intelektu naśladujemy innych, nie jesteśmy twórczy, jesteśmy ludźmi z drugiej ręki, a nawet trzeciej; powtarzamy to, co powiedzieli inni. Nasze myśli nie są aktywne, twórcze, żywe ani wolne; pod względem emocjonalnym nie mamy w sobie namiętności, żadnego głębokiego zaangażowania. Czasem budzi się w nas entuzjazm, lecz szybko gaśnie. Nie mamy w sobie trwałej namiętności, żyjemy mechanicznie, rutynowo. Skoro więc wiedziemy życie będące łańcuchem powtarzających się reakcji mechanicznych, intelektualnych, technicznych, a także emocjonalnych, seksualność musi mieć dla nas wielkie znaczenie. Gdybyśmy byli wolni intelektualnie, odczuwali głęboką namiętność, wewnętrzny ogień, seks zajmowałby w naszym życiu właściwe miejsce, nie byłby tak istotny. Nie nadawalibyśmy mu tak wielkiego znaczenia, nie usiłowalibyśmy osiągnąć za jego pośrednictwem stanu nirwany, nie sądzilibyśmy, że pomoże nam uzyskać poczucie pełnej jedności z całym rodzajem ludzkim. Sami dobrze wiecie, ile rzeczy pragnęlibyśmy osiągnąć przez seks!
(…)
Omawiamy złożony problem miłości. Nie sądzę, że uda nam się go zrozumieć, jeśli nie pojmiemy innego, równie skomplikowanego problemu, który nazywamy umysłem. Czy zauważyliście, jak bardzo jesteśmy dociekliwi w młodości? Chcemy wiedzieć, dostrzegamy znacznie więcej niż starsi. Obserwujemy, jeśli jesteśmy choć trochę przytomni, to, czego nie widzą starsi. Nasz umysł w młodości jest dużo bardziej czujny, ciekawy, żądny poznania. Dlatego tak łatwo przychodzi nam nauka geografii czy matematyki. W miarę, jak się starzejemy, nasze umysły w coraz większym stopniu się krystalizują, stają się ociężałe. Czy zauważyliście, ile uprzedzeń żywią starsi ludzie? Ich umysły się zamknęły, podchodzą do wszystkiego z góry znając odpowiedź. Teraz jesteście młodzi, ale jeśli nie będziecie czujni, upodobnicie się do nich.
Czy nie jest ważną rzeczą, by zrozumieć umysł, by przekonać się, na ile jesteście elastyczni, zdolni się przystosować do każdej zmiany, wykazać się wielkimi możliwościami w każdej dziedzinie życia, czy jesteście gotowi do głębokiego poszukiwania i zrozumienia, zamiast stopniowo popadać w coraz większe otępienie? Czy nie powinniście pojąć sposobu działania umysłu, aby zrozumieć miłość? Bo to umysł niszczy miłość. Sprytni ludzie, ludzie, którzy manipulują innymi, nie wiedzą, czym jest miłość, ponieważ ich umysły są tak ostre, tak sprytne i płytkie – co oznacza, że żyją na powierzchni, podczas gdy miłość nigdy nie jest płytka.
Czym jest umysł? Nie pytam o mózg, o jego budowę fizyczną, którą może wam objaśnić każdy fizjolog. Mózg reaguje na bodźce nerwowe. Wy zaś macie się dowiedzieć, czym jest umysł. Umysł mówi: „Myślę; to jest moje; to jest twoje; jestem zraniony; jestem zazdrosny; kocham; nienawidzę; jestem hindusem; jestem muzułmaninem; wierzę w to; w to nie wierzę; wiem; nie wiesz; szanuję; gardzę; chcę; nie chcę”. Co to jest? Dopóki tego nie zrozumiecie – nie zaznajomicie się z całym procesem myślenia, którym jest umysł – dopóki sobie tego nie uświadomicie, w miarę upływu lat będziecie popadali w coraz większe stwardnienie, otępienie, utkniecie w jednym wzorcu myślenia.
Czym jest więc to, co nazywacie umysłem? To sposób myślenia, wasz sposób myślenia. Mówię o waszym umyśle – nie o cudzym, o tym, jak myślicie, czujecie, patrzycie na drzewa, ryby, rybaków, jak postrzegacie wieśniaka. Ten umysł więźnie stopniowo w określonym wzorcu. Kiedy czegoś chcecie, pragniecie czegoś, łakniecie, kiedy chcecie być kimś, tworzycie określony wzorzec; wasz umysł tworzy określony wzorzec, w którym zostaje uwięziony. Wasze pragnienia krystalizują wasz umysł. Powiedzmy na przykład, że chcecie być bardzo bogaci. Pragnienie bycia bogatym ustanawia wzorzec, który wyznacza tryb waszego myślenia. Od tej pory jesteście w stanie myśleć tylko w określonych kategoriach, nie potraficie już ich przekroczyć. Zatem umysł daje się uwięzić i tym samym zaczyna się krystalizować, twardnieje, popada w otępienie. Albo jeśli w coś wierzę – w Boga albo w słuszność jakiegoś politycznego systemu – ta moja wiara także tworzy pewien wzór, ponieważ jest skutkiem pragnienia, a to pragnienie wzmacnia wzorzec. Mój umysł stopniowo traci wrażliwość, już nie potrafi się przestawić, powolnieje, traci bystrość, jasność, podczas gdy ja błądzę w labiryncie moich własnych pragnień.
(…)
Przyjrzyjmy się temu, czym jest piękno – nie piękno formy, które jest miłe dla oka, piękno drzewa, zielonych pól czy górskich szczytów malujących się na tle błękitnego nieba, piękno zachodów słońca albo samotnego kwiatu, który wyrasta pomiędzy płytami chodnikowymi. Nie odwołuję się tu do żadnych romantycznych uczuć, do emocji. Dociekamy wspólnie, czym jest piękno. Czy macie poczucie piękna w swoim życiu, czy też jest ono przeciętne, pozbawione głębszego znaczenia, czy jest niezmordowaną walką od świtu do nocy? Czym jest piękno? Nie jest to pytanie o zmysłowość ani o seksualność. To bardzo poważne pytanie, bowiem nie mając piękna w sercu, nie możecie rozkwitnąć w dobroci. Czy zdarzyło wam się zapatrzeć na górski szczyt albo na niebieskie morze w całkowitej ciszy, nie wydając żadnych dźwięków, poświęcając całą uwagę błękitnej wodzie, jej pięknu, pięknu światła rozbłyskającego na powierzchni? Co się dzieje, kiedy dostrzegacie to nadzwyczajne piękno ziemi, jej rzek, jezior i gór? Co się dzieje, gdy patrzycie na coś, co już widzieliście, co objawia swoją majestatyczną urodę: rzeźbę, wiersz, lilię w stawie albo dobrze utrzymany trawnik? W takiej chwili majestat góry sprawia, że zapominacie o sobie. Czy zdarzyło wam się coś podobnego? Jeśli tak, doświadczyliście swojego nieistnienia wobec tej wspaniałości. Ale już kilka sekund czy minutę później cały cykl zaczął się od nowa, cały zamęt, paplanina. Tak więc piękno jest wtedy, gdy nie ma „ja”. Tragiczne jest to, że tego nie widzicie. Prawda jest wtedy, gdy nie ma „ja”. Piękno, miłość, są wtedy, gdy nie ma „ja”. Nie jesteśmy w stanie spojrzeć na tę niezwykłą rzecz, jaką jest prawda.
(…)
Czy ludzkie cierpienie kiedykolwiek dobiegnie końca? Nie mówię o cierpieniu poszczególnych istot, lecz całej ludzkości. Pomyślcie o tych wszystkich mężczyznach i kobietach kaleczonych i ranionych w tysięcznych wojnach. Świat ogarnia wielki smutek, smutek odczuwany także przez każdego z osobna; nie są to dwa odrębne smutki. Proszę, zobaczcie to. Mogę cierpieć, ponieważ umarł mój syn. Wiem także, że umarła żona mojego sąsiada. Na całym świecie wydarza się to samo. Tak jest od tysięcy lat i nie potrafimy tego zmienić. Możemy przed tym uciekać, odprawiać rytuały i ceremonie, wymyślać najróżniejsze teorie, mówić, że taka jest nasza karma, że to wynik przeszłości, ale cierpienie po prostu jest, cierpią nie tylko pojedynczy ludzie, lecz cały nasz rodzaj. Czy to cierpienie może się kiedyś skończyć, czy też jest nieuniknioną częścią kondycji ludzkiej i trwać będzie od niepamiętnych czasów po kres czasu? Jeśli uważacie, że taka jest kondycja ludzka – choć mam nadzieję, że tak nie myślicie – będziecie cierpieć bez końca. Przywykliście do cierpienia, jak większość z nas. Ale jeśli się na to nie zgadzacie, co wtedy? Czy poświęcicie czas na to, by położyć kres cierpieniu? Jesteście przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Jesteście tym. Jesteście panami czasu, możecie go wydłużać albo skracać. Jeśli macie skłonność do agresji i mówicie: „Nie będę już agresywny”, wydłużacie czas. W tym przedziale czasowym wciąż jesteście agresywni, nie ma temu końca. Kiedy jednak zrozumiecie, że jesteście panami czasu, że czas jest w waszych rękach, a to niezwykle ważne odkrycie, staniecie twarzą w twarz z własną agresją. Nie będziecie już dążyć do uspokojenia się, lecz zmierzycie się z faktem agresji. To jest obserwacja poza czasem, ponieważ nie ma tu obserwatora ani tego wszystkiego, co zgromadził on w przeszłości, jest tylko czysta obserwacja. Poza czasem.
(…)
Nie możemy od razu powiedzieć, czym jest miłość, ponieważ nie daje się jej łatwo ująć w słowa. Trudno ją opisać. A jednak bez miłości życie jest puste; bez miłości drzewa, ptaki, uśmiech mężczyzny i kobiety, most nad rzeką, żeglarze i zwierzęta nie mają żadnego znaczenia. Bez miłości życie jest niczym płytka sadzawka. Głęboki nurt rzeki kryje bogactwo, żyje w nim wiele ryb; płytka sadzawka często wysycha w słońcu i nie pozostaje po niej nic poza mułem i brudem.
Większości z nas niezwykle trudno jest zrozumieć miłość, ponieważ wiedziemy puste życie. Pragniemy być kochani, chcemy również kochać, ale zza tych słów wyziera lęk. Czy nie powinniśmy zatem przede wszystkim dowiedzieć się, czym jest to niezwykłe zjawisko? Możemy się tego dowiedzieć tylko poprzez uświadomienie sobie, jak postrzegamy innych ludzi, jak patrzymy na drzewa, zwierzęta, obcych, na człowieka, który jest głodny. Musimy być świadomi tego, jak patrzymy na przyjaciół, jak postrzegamy swojego guru, jeśli go mamy, jak widzimy swoich rodziców.
(…)
Miłość i smutek idą ze sobą w parze od wieków, na przemian odgrywając wiodącą rolę. Ten stan, który nazywamy miłością, szybko przemija, a my znów pogrążamy się w zazdrości, próżności, lęku i poczuciu nieszczęścia. Nieustannie toczy się walka pomiędzy miłością a smutkiem i zanim zastanowimy się, jak doprowadzić ten smutek do końca, musimy zrozumieć, czym jest w życiu namiętność.
Mało kto doświadczył prawdziwej namiętności. Odczuwamy entuzjazm, czyli dajemy się ponosić emocjom. Namiętność przejawiamy zawsze w odniesieniu do czegoś: do muzyki, malarstwa, literatury, ojczyzny, kobiety albo mężczyzny; zawsze jest ona skutkiem jakiejś przyczyny. Kiedy się zakochujemy, przeżywamy silne emocje, będące skutkiem określonej przyczyny; ale ja mówię o namiętności bez przyczyny. O namiętności wobec wszystkiego, nie tylko wobec pojedynczych rzeczy lub osób. To bardzo ważne rozróżnienie.
Stan namiętności bez przyczyny cechuje intensywność wolna od wszelkiego przywiązania; kiedy zaś namiętność rodzi się wobec czegoś, powstaje również przywiązanie będące początkiem smutku. Większość z nas jest do czegoś przywiązana; do osób, kraju, przekonań, idei, a kiedy przedmiot naszej przywiązania zostaje nam odebrany albo traci swoje znaczenie, odczuwamy w środku pustkę, nie wystarczamy sobie. Tę pustkę próbujemy zapełniać lgnąc do czegoś innego, co również staje się przedmiotem naszej namiętności.
Wejrzyjcie, proszę, w swoje umysły i serca. Jestem tylko lustrem, w którym się przeglądacie. Jeśli nie chcecie patrzeć, w porządku, lecz jeśli jesteście na to gotowi, przyjrzyjcie się sobie wyraźnie, bezlitośnie, z całą intensywnością – nie w nadziei, że to wam pomoże uwolnić się z poczucia nieszczęścia, niepokoju, poczucia winy, ale by zrozumieć tę niezwykłą namiętność, która zawsze budzi w nas smutek.
Kiedy namiętność ma jakąś przyczynę, staje się pożądaniem. Kiedy czujemy namiętność do czegoś lub kogoś, do idei, do jakiejś formy spełnienia – rodzi się w nas sprzeczność, konflikt, impuls do podejmowania wysiłku. Pragniecie osiągnąć albo podtrzymać jakiś stan, albo odzyskać coś, co przeminęło. Tymczasem namiętność, o której mówię, nie rodzi w nas sprzeczności ani konfliktu. Jest zupełnie niezwiązana z jakąkolwiek przyczyną i dlatego nie jest skutkiem.