Jagadish Chandra Chatterji
Filozofia ezoteryczna
Indii

39,00 

Dzieło to usiłuje wyjaśnić tajemne znaczenie prastarych nauk Indii, które twierdzą, że w miarę ewolucji człowieka rozwijają się w nim również wyższe organy czucia, za pośrednictwem których może on wejść w związek ze sferą niewidzialną, zaświatową.

SKU: 1013713 Kategoria:

Opis

Jagadish Chandra Chatterji zadziwiająco jasnym, przejrzystym i ścisłym językiem dotyka głębin ezoterycznych filozofii indyjskiej. Przejawia się tu jego doskonała znajomość nauki zachodniej, co pomaga mu w ubraniu zawiłych i trudnych do pojęcia abstrakcji tego obcego nam światopoglądu w formę najbardziej dostępną dla zachodniego umysłu.

Dzieło doszukuje się zrozumienia, czym jest wszechświat i jak powstał do istnienia, jednym słowem, celu życia, odpowiedzi na pytanie „dlaczego?” i „po co?”. Wówczas może zdołamy przeniknąć uniwersalną zasadę bytu. Aby tego dokonać, człowiek powinien poznać samego siebie, wiedzieli o tym Wielcy Mistrzowie wszystkich krajów. Ujrzymy wtenczas, że człowiek zawiera w sobie całkowitą siłę kosmiczną.

Na koniec autor zgłębia utajone moce ludzkiego ducha i przedstawia, w jaki sposób może on sprawdzić, jeszcze podczas pobytu na ziemi, istnienie rzeczywistości transcedentalnych,  jak jeszcze na tym świecie może dotrzeć do doskonałości Boskiej.

Cytaty z ksiązki:

Celem niniejszych wykładów jest danie możności osobom poważnie zajmującym się filozofią ezoteryczną Wschodu powzięcia niejakich pojęć o jej głównych zarysach.

W wykładach tych postaramy się przedstawić najtreściwiej i możliwie najjaśniej poglądy filozofii indyjskiej na naturę człowieka, jego miejsce na szczeblach stworzenia; będziemy doszukiwali się zrozumienia, czym jest wszechświat i jak powstał do bytu, jednym słowem, celu życia, jego zagadnień „dlaczego?” i „po co?”. Wówczas może zdołamy przeniknąć zasadę powszechną bytu.

Do zdobycia tego pojęcia niezbędną koniecznością jest przede wszystkim zrozumienie naszej własnej natury. Ujrzymy niebawem, iż poza obrębem nas samych nie znamy we wszechświecie nic prócz ruchu. Rzeczy „samej w sobie”, jak ją określa Kant, nie możemy rozpoznać za pomocą zmysłów. Analizując wszystko, co nas otacza, dochodzimy do wniosku, iż nic nie posiada rzeczywistości bezwzględnej. Wszystko, co dostrzegamy, ma wartość względną, owa wartość zaś przekształca się odpowiednio do warunków naszej percepcji (ujęcia zmysłami). Oto dlaczego nie możemy za pośrednictwem zmysłów pojąć istoty rzeczy.

Aby przeniknąć ową treść, człowiek powinien poznać samego siebie; o tym wiedzieli wielcy mistrzowie wszelkich krajów. Powszechnie znane twierdzenie Sokratesa „Poznaj siebie samego” zaleca właśnie badanie wszechświata rozpocząć od zgłębienia naszej własnej natury. W tymże samym ścisłym znaczeniu wielki nauczyciel, Chrystus, wzywał swych uczniów do szukania Królestwa Bożego „w sobie samych”.

Jedynie wnikając w siebie odnajdujemy prawdę. Ujrzymy, że w człowieku istnieje nie tylko względna odpowiedniość i podobieństwo do wszystkich tworów świata, ale że zawiera on w sobie całkowitą siłę kosmiczną. Siła kosmiczna jest nierozdzielna, Praprzyczyna przejawia się zawsze jako wszechjednia. Tak więc nawet w ziarnku piasku odnajdziemy całkowitość energii kosmicznej, chociaż w formie przyćmionej i głęboko ukrytej.

Lecz ponieważ ziarnko piasku leży poza obrębem naszej istoty (przynajmniej w zwykłym znaczeniu tego słowa), nie możemy pojąć natury przez badanie ziarnka piasku. Jedno tylko możemy przeniknąć do głębi: siebie samych. A poznawszy siebie, poznamy zarazem naturę siły kosmicznej.

Oto dlaczego rozpoczniemy od analizy natury ludzkiej. Postaram się wprowadzić was, krok za krokiem, do tego wewnętrznego sanktuarium, które znajduje się w sercu każdego z nas. Potem, kiedy pojmiemy naturę człowieka i sposób jej bytowania w rozlicznych sferach wszechświata, będziemy usiłowali ująć zasadę wszechświata analizując przedmioty naszej percepcji. Następnie postaramy się pojąć, jak wszystko powstaje do bytu, czyli mówiąc językiem teologicznym, jak został stworzony świat; w tym zaś, porzucając metodę alegoryczną ulubioną przez teologów, oprzemy się na podstawach najściślej naukowych.

Na koniec zgłębimy utajone moce ducha ludzkiego. Postaramy się poznać, w jaki sposób człowiek może sprawdzić, jeszcze podczas bytowania ziemskiego, istnienie rzeczywistości transcedentalnych; jak na tym jeszcze świecie może doścignąć doskonałości Boskiej.

Oto są zagadnienia, które zamierzamy kolejno badać, rozpoczynając od analizy natury ludzkiej.

(…)

Odmienność istniejąca pomiędzy ciałem a umysłem ludzkim nie ulega wątpliwości. Nie chcę wyrazić przez to, iż należy uznać inteligencję za coś zasadniczo różnego od ciała w samej istocie rzeczy. Materialista, ma się rozumieć, odrębności tej nie uznaje: nie oddziela on inteligencji od funkcji cielesnych. Lecz i materialista powinien też zdawać sobie sprawę, że myśl stanowi jednak szczególny rodzaj energii, rodzaj zupełnie odrębny od energii fizycznej.

Oto zatem widzimy w organizmie człowieka pierwsze oczywiste rozgraniczenie pomiędzy ciałem a umysłem, czyli, wyrażając się potocznie, pomiędzy ciałem a duszą. Spostrzegamy, iż ciało podległe jest ustawicznym przeobrażeniom; w przeciągu mniej więcej siedmiu lat odnawia się w zupełności, aż do ostatniej cząsteczki. A jednak czy pomimo to nie zachowuje swej tożsamości? Pod zmienną osłoną ciała trwa zatem coś względnie niezmiennego: trwa świadek owych przekształceń.

Gdyby tak nie było, nie rozróżnialibyśmy zmian zachodzących w naszym fizycznym organizmie. Gdyby nasz rozum przeobrażał się razem z ciałem i równie szybko, nie byłby zdolny uświadamiać sobie tej przemiany. Dla dostrzeżenia ruchu obserwator powinien być nieruchomy lub też odbywać ruch w kierunku przeciwnym. To prawo względnego stosunku rządzi we wszystkim, co znamy: dostrzega się je tylko przez uwydatnienie przeciwieństw. Sam fakt, że jesteśmy świadomi przemian cielesnych, każe uznać, iż poza ciałem jest coś, co w nas te przeobrażenia notuje.

Oprócz owych przeobrażeń fizycznych istnieją inne jeszcze, subtelniejsze, odbywające się bezustannie, chociaż ich prawie nie dostrzegamy. I tak percepcja przedmiotu zewnętrznego wynika na skutek nieprzerwanego szeregu drgnień, wibracji, dosięgających i oddziaływujących na spostrzegającego osobnika. To, co nazywamy swą świadomością, wiąże owe modyfikacje w jedną całość. Bez owej ciągłości samowiedzy percepcja byłaby niemożliwa. Spostrzeżenia te pamięć wiąże w jedną całość i przechowuje. Gdzie znajduje się pamięć? Czy można twierdzić, iż jest ona umiejscowiona wyłącznie w mózgu fizycznym? Jak to się dzieje, że rzeczy od dawna zapomniane pojawiają się nam niekiedy tak wyraźnie? Jakim sposobem w stanie hipnozy wydobywają się na jaw wydarzenia zatarte w pamięci od niepamiętnych czasów? Znane są wypadki, że jakiś osobnik przypomina sobie nagle język słyszany raz jeden w najwcześniejszym dzieciństwie. Wszystkie te spostrzeżenia wykazują, że poza ciałem fizycznym istnieje coś, co przechowuje nasze spostrzeżenia fizyczne; ów pierwiastek przechowujący nasze spostrzeżenia nazwiemy tymczasowo umysłem (mental), nadając temu wyrazowi najrozleglejsze znaczenie. [Obcy wyraz mental nie ma w języku polskim swego dokładnego odpowiednika: obejmuje on zarazem rozsądek, czysty rozum, intuicję. Filozofia indyjska ściśle rozgranicza dwa pierwiastki naszego poznania; oba jednak, zarówno manas wyższy (nieśmiertelny), jak i manas niższy (przemijający), działają w „sferze mentalnej” wszechświata. Stera mentalna jest dziedziną zarazem myśli i intuicji: stąd trudność określenia tego pojęcia jednym wyrazem „umysłowy” albo „duchowy”.]

(…)

Przede wszystkim więc możemy odróżnić ciało fizyczne od mentalnego, co jest różnicą nie tyle leżącą w istocie rzeczy, co przypominającą podział ciał na stałe i płynne.

Jeśli teraz zastanowimy się chwilę nad zanalizowaniem właściwości umysłu, dostrzeżemy, że i on podlega przeobrażeniom i nie stoi wciąż w jednym punkcie. Namiętności występują i zanikają, różne stany duszy przejawiają się kolejno, odmienne i przelewające się jak fale; z roku na rok życie umysłowe wzmaga się lub przyćmiewa; wreszcie nawet sumienie rozjaśnia się i przemawia wyraźniej, dzięki ewolucji natury ludzkiej.

I tak wszystkie żywioły myślenia przeobrażają się, zaś możliwość rozpoznania owej przemiany dowodzi oczywiście nieodzowności istnienia poza mentalem czegoś trwalszego.

Owe „coś” rzeczywiście w człowieku istnieje: jest to pierwiastek duchowy, którego znamieniem jest poświęcenie, miłość, ofiara, wszystkie cnoty wyższe, odróżniające głównie człowieka od zwierząt. Te właśnie uczucia darzą nas najwyższą błogością i czynnik ów człowiek nieraz uważa właśnie jako rdzenną rzeczywistość „samego siebie”, jako swe jestestwo prawdziwe. Czynnik ten różni się od umysłu podległego nieustannym przeobrażeniom, jak gaz różni się od ciał stałych i płynnych.

Jeśli przystąpimy z kolei do badania natury duchowej, zauważymy, że ona też nie jest niezmienną. Uduchowienie wzmaga się lub przygasa przez wykonywanie poświęceń i ofiarności, a cnoty te można w sobie spotęgować. Uczucie wielkiej, niewymownej błogości, które nas niekiedy ogarnia, w chwilę później już się rozwiewa. A jednak jest w nas coś, co te odmiany dostrzega; bowiem natura duchowa nie jest jeszcze najgłębszą wewnętrzną „jaźnią istotną” człowieka: poza naszą naturą duchową trwa coś, co patrzy na te przeobrażenia w najwyższych sferach naszej istności.

Tam oto jest jaźń człowieka, jedyny świadek wpisujący w księgę wiecznego istnienia wszelkie fazy kształtowania się ducha, umysłu i ciała.

Tak więc ciało, umysł, pierwiastek duchowy i na koniec jaźń, wielki świadek przepływającej fali przemian i kształtowania się – oto są cztery czynniki, których dostarcza nam bezpośrednia analiza istoty ludzkiej.

(…)

Tak więc znajdujemy w człowieku siedem pierwiastków:

  1. Trzy najwyższe pierwiastki, uważane przez nas za jedność, jaźń człowieka, prawdziwy i jedyny w nim podmiot, jedyny świadek wszelkich przeobrażeń, jakim ulega. W starożytnych księgach indyjskich jaźń mianowana jest Mahatma wielką duszą; literatura teozoficzna określa ją zwięźlej mianem Atma. Atma oznacza to, co wszystko przenika i wszystko zawiera.
  2. Element duchowy, czyli Buddhi oznacza mądrość.
  3. Dusza nieśmiertelna, intuicja: manas wyższy.
  4. Intelekt: manas niższy [Manas oznacza właściwie pierwiastek przepływający, który rozpościera się wokół nas.].
  5. Czucie: Kama oznacza żądzę.
  6. Siła żywotna, prana, co oznacza pierwiastek żywotności.
  7. Materia fizyczna, stała, płynna i gazowa – sthula bhuia, co oznacza grube przeobrażenie.

(…)

Jak to już wymieniłem na początku, pierwiastki składające się na wszechświat odpowiadają ściśle odnośnym pierwiastkom natury ludzkiej.

I tak:

  1. Element grubo-fizyczny naszego ciała odpowiada materii stałej, płynnej i gazowej, która nas otacza. Nasz pierwiastek eteryczny odpowiada eterowi przestrzeni. Oba te pierwiastki tworzą sferę fizyczną wszechświata.
  2. Pierwiastek naszego czucia odpowiada takiejże substancji wszechświata i razem z nią tworzy sferę astralną.
  3. Pierwiastek intelektualny i nasza dusza odpowiadają pierwiastkowi intelektualnemu i duszy wszechświata: razem stanowią sferę mentalną
  4. -5. Pierwiastek duchowy człowieka i jaźń odpowiadają sferom duchowym kosmosu, buddhi i nirwanie. Owych sfer wszechświata, zarówno jak czynników działających w człowieku, nie należy wyobrażać sobie jednych ponad drugimi, lecz jako przenikające się wzajemnie

(…)

Te trzy zasadnicze pojęcia będę się starał wyjaśnić. Rozwój drogą odradzania się – to byłoby wszystko (biorąc tę naukę w sensie filozoficznym). Ale jak, jaki ma być ten rozwój, na jakich prawach oparte odradzanie się? Wszystko to wyjaśnia jedno słowo: karma. Karma i łacińskie creare pochodzą od jednego sanskryckiego źródłosłowu kri oznaczającego „czynić”, „pracować”, „czyn”, „działanie”. Z tym znaczeniem wiąże się znaczenie karmy jako przyczynowości – przyczyna jest, według naszych teoretyczno-poznawczych poglądów, czynem, a skutkiem czynu jest znów czyn. Czyn trzeba tu pojmować w najszerszym znaczeniu, jako wszelki objaw woli, ba, nawet myśl, nawet byt własny, jest takim objawem woli. Kto próbował kiedyś ścigać swoje myśli i uczucia, przekonał się, że są one splecione w łańcuch, w którym nie brakuje ani jednego ogniwa; czyny nasze lub obce budzą w nas myśli, myśli wywołują uczucia, reakcję wewnętrzną, która przez wolę, a raczej w formie woli staje się reakcją zewnętrzną. Wolą działamy na świat ze­wnętrzny, więc wola znów wywołuje czyny nasze lub obce, i tak ciągle w koło; wszystko tu jest przyczyną, skutkiem, skutek przyczyną nowych skutków, które znów zwracają się przeciw nam, na nas reagują, my na nie. Nauka o karmie nie jest niczym innym, jak tylko dobrze zrozumianą psychologią woli, taką, jaka przedstawiana jest dziś w nauce od czasów Kanta, Schoppenhauera i Wundta, a przecież trzeba pamiętać, że tezy te głoszone były w Indiach około roku 500 przed Chrystusem.

(…)

A więc Budda wzywa do pracy nad sobą, radzi nawet porzucić świat i wstąpić do zgromadzenia wybranych – do klasztoru, który uważa za jedyny środek do szybkiego postępu. Ci, którzy pozostają w świecie, zdolni są osiągnąć niższy stopień doskonałości.

Rozróżnia on cztery stopnie doskonałości:

  1. Stopień: Nawrócenie, zrozumienie jego prostej nauki. Stopień ten uważa za coś o wiele wyższego niż godności ziemskie, honory, nawet posiadanie całego świata. Ten stopień uwalnia człowieka od złudzeń egoizmu, od wątpliwości i od wiary w skuteczność obrzędów i ceremonii.
  2. Stopień: Doskonałość, niesie ona te skutki, że człowiek musi zjawić się na świecie jeszcze tylko raz. Stopień ten można osiągnąć przez zredukowanie pożądliwości i nienawiści aż do minimum.
  3. Stopień: Ci, którzy nie wcielają się już więcej w świecie materialnym, ale w sferach wyższych, mniej materialnych. Na tym stopniu ginie wszelki ślad pożądliwości i nienawiści.
  4. Stopień: Na tym stopniu znajdują się tzw. Arahat, którzy doszli do pełnej wiedzy, którzy nie pragną zupełnie życia indywidualnego, ani na ziemi, ani w niebie.

(…)

Wkrótce po śmierci (w ogólności przed upływem trzech dni) sobowtór eteryczny zostaje z kolei odrzucony jako drugi trup. Będąc bezwładnym, powiewa w pobliżu trupa fizycznego. Rozprasza się zresztą w miarę rozkładu tego ostatniego. Dojrzeć widmo eteryczne nie jest zbyt trudno; niekiedy trochę podniecenia wywołanego obawą wystarcza dla zaostrzenia wrażliwości, przy której formy eteryczne stają się widzialne. Jeśli jednak, wedle obyczaju hinduskiego, ciało oddaje się spaleniu, sobowtór eteryczny ulega niezwłocznej dezagregacji.

Zrzuciwszy z siebie obie te powłoki zewnętrzne, człowiek zachowuje wszystko inne. Żadna zmiana nie zachodzi przy tym w jego prawdziwej osobowości: tej śmierć nie dotyka. Pozostaje on równie żywym, właściwie więcej żywym niż wy lub ja, tylko ponieważ brak mu powłoki fizycznej, nie możemy go dojrzeć. Istnieje w formie subtelniejszej, niedostępnej percepcji człowieka zwyczajnego, żyjącego w sferze fizycznej. Forma ta jest przez to niemniej realną, równie realną, jak wibracje infraczerwone lub ultrafioletowe widma słonecznego, niewidzialne dla naszego cielesnego oka. Ci więc, których nazywamy naszymi zmarłymi, istnieją nadal w powłoce subtelniejszej, której subtelne wibracje nie mogą się nam udzielać: oto dlaczego ich obecność nie jest dla nas widzialna. Tak jak eter niewidzialny przesiąka cały fizyczny widzialny świat, tak samo formy subtelniejsze przenikają – nie szkodząc im – formy grube świata ziemskiego, dostrzegalne jedynie przez nasze ziemskie organy zmysłów.

Pierwszym zjawiskiem zachodzącym w człowieku po zrzuceniu podwójnej powłoki fizycznej jest reorganizacja jego ciała astralnego, czyli pierwiastka czucia mającego służyć mu za powłokę w nowym otoczeniu [równie jak ciało fizyczne było powłoką jego istoty w sferze fizycznej, ziemskiej]. W tym świecie astralnym człowiek przebywa krócej lub dłużej, zależnie od siły i natury jego żądz. Jeśli życie ziemskie poświęcał wyłącznie nasycaniu namiętności, to pobyt jego w dziedzinie astralnej (odpowiadającej czyśćcowi chrześcijan) przedłuży się niezmiernie. Ciało astralne utkane jest z substancji wzruszeń i namiętności, jeśli więc za życia pracujemy nad wzmocnieniem tego ciała, po śmierci stanie się ono trwałą powłoką, mocnym więzieniem o grubych murach [Stadium astralne (oczyszczające) ewolucji pośmiertnej nosi w sanskrycie miano Kamaloka (siedlisko żądz); następujące potem stadium niebiańskie zwie się Dewachan (pobyt bóstw).].

Jednak wszystko, co znikome, ma swój koniec, prędzej czy później człowiek zrzuca więc swą powłokę astralną. Podlega oczyszczeniu, przeżywszy i odrzuciwszy złe namiętności, przechodzi do następującej sfery myślowej, czyli do świata niebiańskiego, ze swej natury astralnej – unosząc tam ze sobą tylko swe skłonności, czyli ukryte ziarno, którego rozwój nastąpi po jego powrocie do sfery astralnej przed następną inkarnacją. Te skłonności utworzą skład jego ciała astralnego w nowym wcieleniu.

(…)

Z wyłożonych tu praw kosmicznych wypływa więc, że nasze życie pozagrobowe wynika najściślej z żywota ziemskiego, którego jest dalszym ciągiem i uzupełnieniem. Jeśli umysł nasz rozwijamy subtelnymi myślami i zacnymi usiłowaniami, jeśli przy tym trzymamy na wodzy i opanowujemy swe żądze, stadium przebywania w astralu trwa bardzo krótko i w niewiele dni po śmierci przechodzimy do świata niebiańskiego, gdzie oczekuje nas bezmiar szczęśliwej błogości. Oprócz tego swą działalnością ziemską, fizyczną, psychiczną i myślową ustanawiamy właściwości zarodków [czyli skhandas], które przechowane w naszej duszy nieśmiertelnej (powłoce karmicznej) przelewają się w przyszłe istnienie, tworząc nasze nowe ciało myślowe i astralne, w znacznej mierze też wpływając na wybór ciała fizycznego, które nas odzieje. Zaprawdę, w tym życiu jeszcze kujemy łańcuchy niewoli dla bytu przyszłego lub też narzędzia wyzwolenia.

Widzimy więc, jak niezmiernej wagi jest zrozumienie tej idei, chociażby w sposób czysto intelektualny, co pozwala nam kierować swe życie systematycznie ku określonym celom, uświadamiając nam nasze dążenia, zamiast błąkać się w nieokreślonych mglistych urojeniach.

Życie astralne może być przedłużone ponad normalny okres trwania za pomocą szczególniejszego trybu zachowania się, wielce niepożądanego. Wspominaliśmy już, że ciało astralne żyje aż do zupełnego wyczerpania energii pożądliwościowych, nagromadzonych podczas życia ziemskiego. Lecz energie te mogą być podniecane i sycone w świecie astralnym, przedłużając człowiekowi znajdującemu się poza inkarnacją pobyt w czyśćcu wręcz bezgranicznie. Mogą się ku temu przyczynić rozmaite powody.

(…)

Inny błąd, który ogólnie za mało sobie uświadamiamy, polega na przesadnym żałowaniu i opłakiwaniu zmarłych, mogących być długo zatrzymanymi w astralu przez nadmierne narzekania i zaiste samolubne skargi osób bliskich, pozostałych na ziemi.

Ów żal żyjących dosięga istotnie tych, co odeszli, budząc w nich ziemskie wspomnienia i ściągając uwagę ich duszy ku sprawom materialnym, ziemskim. Nie jest to wcale dowodem miłości.

Prawdziwi przyjaciele nie powinni tego czynić, zwłaszcza wyznawcy religii chrześcijańskiej. Jeśli nasi zmarli spoczywają w Bogu – po cóż ich ściągać na ten padół trosk i boleści? Dowodzi to braku wiary w życie wieczne. Po co te kiry, twarze posępne, odzież żałobna? Człowiek prawdziwie wierzący, chrześcijanin, cieszyć się powinien widząc przyjaciela lub brata wyzwolonych z okowów życia ziemskiego [W zamian należy uważać za najświętszy obowiązek wznosić ku naszym zmarłym myśli nadziei i ukojenia, zwłaszcza w pierwszych czasach zamętu, gdy mogą oni odczuwać wielką potrzebę moralnego wsparcia. Jest to właściwym zachowywaniem się, diametralnie przeciwnym temu, które praktykuje ludność Zachodu, uważając je za jedynie normalne, którego zaś niebezpieczeństwo tu wykazaliśmy. Tym, którzy w swym strapieniu nie dostrzegają różnorodności tych odcieni, którym trudno jest pojąć istotne oddziaływanie tej pomocy duchowej, zalecamy, by modlili się za nich, lecz ich nie opłakiwali.]. Prawo bytu sprowadzi go znów na ten ciężki świat materii, dla przedłużenia szeregu doświadczeń.

(…)

Niedorzecznym byłoby przypuszczenie, że stan niebiański trwać może bez końca dla tych, którzy nie dosięgli szczytu ewolucji. Aby żyć jak aniołowie, należy przedtem nabyć właściwości anielskich. Otóż człowiek nierozwinięty nie ma nawet samowiedzy w sferach wyższych. Zażądajcie od zwyczajnego człowieka zastanowienia się nad zagadnieniem abstrakcyjnym: a on za chwilę wpadnie w drzemkę. Jego grubą i tępą świadomość dusi powietrze szczytów; trzeba nauczyć się myśleć abstrakcyjnie, z pełnią świadomości, podczas życia ziemskiego: wówczas tylko zdołamy zachować samowiedzę w sferach czystej myśli, po śmierci.

Tak więc rozwój człowieka stopniowo kroczy naprzód poprzez długi szereg następujących po sobie żywotów. Lecz póki nie osiągnie on wysokiego stopnia ewolucji, nie przypomni sobie wcale swych przeszłych istnień; aż dotąd wspomnienia te przechowują się w nim utajone, jako synteza ubiegłych doświadczeń, odzywając się niekiedy jako głos sumienia.

Zresztą owa utrata pamięci o poprzednich żywotach nie powinna nas zadziwiać. Pamięć zależy od kojarzenia wrażeń. Spójność czterech pierwiastków niższych zostaje po każdej śmierci rozerwana, ponieważ nawet substancja owych pierwiastków rozprasza się. Jeśli wystarcza wstrząśnienie mózgu, aby zapomnieć szczegóły życia aktualnego, to czy można spodziewać się, aby przetrwała pamięć faktów z egzystencji przeszłych, gdy wszystkie części naszej istoty – oprócz duszy – zostały całkowicie odmienione?

W duszy, czyli ciele prawa przyczynowego (powłoce karmicznej), przechowują się i trwają wspomnienia wszystkich ubiegłych żywotów. Od dnia, gdy dusza stanie się siedliskiem naszej działalności świadomej, a dzień ten dla każdego z nas nadejdzie, obejmiemy władzę nad swymi wspomnieniami, odnajdując „złotą nić wiążącą wszystkie praegzystencje człowieka”.

Tymczasem zachowujemy tylko pojęcia ogólne z przeszłości; nasze sumienie jest jakby cieniem utworzonym przez manas wyższy, wynikiem doświadczenia minionych istnień. Poza tym wszystko, co nazywamy swoim charakterem, swoją indywidualnością, jednym słowem sobą, jest tylko wynikiem naszych poprzednich inkarnacji.

Co się tyczy konkretnych szczegółów, odnajdziemy je wszystkie, gdy nadejdzie godzina „wtajemniczenia”, tj. gdy nasza samowiedza zleje się świadomie z praistnością, prawdziwą, nieśmiertelną duszą ludzką. Wówczas wszystkie nasze wcielenia rozwiną się przed nami jak szereg dni jednego pasma życia.

Oto główne zarysy wielkiego prawa reinkarnacji, które rządzi ewolucją indywidualności ludzkiej. Rozwój ciągnie się powoli, wedle prawa kolejności przemian, aż do osiągnięcia zupełnej doskonałości – kiedy niezbędność wtórnego wcielenia zanika dla istoty, będącej odtąd czymś wyższym od człowieka.

(…)

Egoizm zaś jest wynikiem nieświadomości, nieznajomości prawdy, iż w świecie jest tylko Jedna rzeczywistość i że istotowo „Jam jest TYM”. „Tyś jest Tym”, ty, biedny niewolniku swoich złudzeń, umarły opłakujący swych umarłych w pustyni żywota; w istocie jesteś promieniem Boskim. Gdybyś mógł prawdę tę wyryć w swym sercu, zobaczyłbyś, jak kruszą się te zwodnicze rozgraniczenia, które wytwarzają twój smutek i twoje cierpienia. Twoja nieświadomość jest przyczyną twego egoizmu, twój egoizm jest przyczyną twojej niedoli. Gdy słowo tożsamości urzeczywistni się w tobie, będziesz mógł, człowieku doskonały, wyrzec jak Chrystus: „Mój Ojciec i Ja stanowimy Jedno”. Gdyby nie było to celem wskazanym ci przez mistrza, dlaczego miałby on powiedzieć tobie i twoim bliźnim: „Bądźcie doskonałymi, jako wasz Ojciec niebieski jest doskonałym”? Czyż myślisz, że wykłada ci on coś niewykonywalnego? Czy ważyłbyś się przypuszczać, że jego słowa są puste i czcze?

Ostateczną zatem przyczyną wszystkich naszych żądz jest nieświadomość, iż stanowimy Jednię z całością. Nieświadomość ta powinna być usunięta przez stopniowe wzmożenie się naszej samowiedzy wewnętrznej; to właśnie nazywamy wzrastaniem człowieka. Człowiek różni się od zwierzęcia, zwierzę zaś od rośliny, tylko stopniem ewolucji samowiedzy. Pierwiastek boski śpi głęboko utajony już w łonie chłodnego kamienia. Budząc się, krok za krokiem, w miarę ewolucji, niezmienny w swym jestestwie, lecz przejawiając się wciąż więcej i więcej poprzez coraz doskonalsze powłoki, kamień przeobraża się w roślinę, roślina w zwierzę, zwierzę w człowieka, na koniec człowiek w anioła, w mistrza. I szczytna hierarchia ciągnie się dalej, poza wszelkie zakresy dostępne pojęciu naszej marnej umysłowości, aż do tronu niewypowiedzianego Boga, w Jego całkowitym objawieniu. Tak więc od krańców po krańce wzrastanie jest tylko stopniowym wyzwalaniem, rozwojem Boskiej potęgi, całkowitej i utajonej we wszelkiej stworzonej formie. Oto jest właśnie znaczenie wyrazu „ewolucja”. Ta ewolucja jest tylko dalszym, logicznym ciągiem, drugim aktem stworzenia Boskiego, koniecznym wynikiem inwolucji, przez którą „Słowo stało się Ciałem” – w której Jedyna Istność Kosmiczna owinęła się w tajemnicze zasłony, aż do wytworzenia ostatecznej ułudy: sfery fizycznej.

(…)

Człowiek doskonały, Chrystus, Budda lub Kryszna, nie ma spraw osobistych, lecz troszczy się o sprawy kosmosu i nie ma też innej woli, jak „wola Ojca”.

Gdyby ktoś z was był przedstawicielem sprawy gorąco umiłowanej, z którą by się zaprawdę utożsamił, nie mając w świecie nic ponad nią droższego – czyż nie jest oczywistym, że jakaś osoba poświęciwszy się mu bez zastrzeżeń, usłużyłaby lepiej tej sprawie dopomagając jemu, niż jak kiedykolwiek mogłaby to uczynić sama, działając niezależnie? Postępując więc ścieżką uczuć religijnych, pracujemy dla sprawy kosmicznej, dla Boga, ale z miłości do konkretnego ideału. Ten zaś ideał jest dla wszystkich dostępny; nietrudno jest mieć wzrok zawsze utkwiony w boskiego mistrza, który jest największym przyjacielem wiernego serca. Czy nie z radością w sercu usiłujemy oddać usługę najmilszemu przyjacielowi? Czy najprzykrzejsze zadanie nie wyda się wam możliwym do spełnienia i łatwym? Tak więc żywot kochającego ucznia jest życiem błogości i pracy; pracuje on, nie myśląc o znużeniu, poświęca się bezustannie, nie zaćmiewając nigdy swej duszy myślą „o sobie”. Działalność dopomaga wzrostowi jego ducha, wyrzeczenie się osobistych względów oczyszcza jego serce: i oto zostaje zrealizowany podwójny warunek, wydający się prawie niemożliwym do wykonania.

(…)

Ta droga oczyszczenia duchowego po sanskrycku zwie się karma joga, tj. dążenie ku zjednoczeniu (karma to działanie, joga to zjednoczenie).

Karma joga niweczy egoizm, niezależnie, czy z abstrakcyjnego, czy też z konkretnego punktu widzenia będziemy dążyli ku oczyszczeniu. Rezultat osiągniemy taki sam: czystość duchową. Oto jest pierwszy etap człowieka na drodze wiodącej ku udoskonaleniu. Od tego właśnie powinni rozpocząć ci, którzy pragną sprawdzić doświadczalnie realność światów transcendentalnych. Przed wykonaniem tego pierwszego kroku daremnie byłoby mówić o następnych. „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, a reszta ponad to będzie wam dana”.

Ta zaś niesamolubna działalność zaprawdę jest kluczem do szczęśliwości życia ziemskiego. Koi ona i wzmacnia ducha, gdyż myśl „o sobie” zaiste jest najokropniejszym targaniem się. Dopóki nie osiągniemy tego właśnie rezultatu, rozmyślania religijne nie przyniosą żadnych owoców. Tylko w spokojnym, uciszonym duchu może objawić się prawda; tego zaś doskonałego spokoju nie można osiągnąć innymi drogami.

Tym jednak, którzy pragną pójść dalej, zostaną udzielone niezbędne wskazówki – gdy nadejdzie właściwy czas. Na próżno byłoby mówić o tym przedwstępnie. Niech rozpoczną od ustalenia swej prawidłowej działalności. Niech uświadomią sobie dokładnie niezaprzeczalną prawdę, iż zostali zesłani w określone miejsce i wśród dane okoliczności przez kierowników karmy, czy też wolę Bożą, dlatego, iż tu właśnie mają obowiązek do wykonania. Obowiązek ten może być pospolity, trywialny, ciężki; niemniej przeto jest ich obowiązkiem: niechaj wypełnią go z sercem radosnym, w duchu ideału nieskończoności jako pierwszy ku niemu stopień. Spełniając w ten sposób swój obowiązek względem mistrza, Boga lub też względem cierpiącego świata, będą wzrastać duchem nie myśląc nawet o wzrastaniu, aż wreszcie zasłony sprzed ich oczu same zaczną się rozpraszać. Oto jedyna niezawodna droga: obowiązek przede wszystkim, obowiązek bez żadnej nawet myśli „o sobie”, tak, że człowiek, co nie miał w życiu czasu przeczytać ani jednej książki, wzmoże potęgę ducha szybciej i harmonijniej niż ten, który studiuje bez przerwy ani odpoczynku w samolubnym pragnieniu zwiększenia transcedentalnych sił.

Gdyż tylko przez zgładzenie w sobie samolubstwa możemy rozchylić zasłony odgraniczenia. Uczony egoista jest bardzo odległy od prawdy, podczas gdy człowiek prosty, który nie ma nawet możliwości nauki, lecz czyni wszystko, co powinien, nigdy nie myśląc osobie, może stanąć u progu Boskości.

Przeniknijcie tę ideę i zabierzcie się do pracy, do zrealizowania jej w waszym życiu. Będzie to pierwszy krok do sprawdzenia szczytnych twierdzeń filozofii Indii.

Zresztą dla tego, kto nie jest przygotowanym do powzięcia tego mężnego postanowienia, wszelka dalsza, rozleglejsza nauka będzie daremną.

ISBN 13: 978-83-66388-29-1
EAN: 9788366388291

Informacje dodatkowe

Waga250 g
Wymiary14,5 × 20,5 cm
Autor

Jagadish Chandra Chatterji

Książka

okładka miękka

Objętość

136 stron