Opis
Precyzyjnie i obszernie nakreśla cechy, które musi w sobie wyrobić uczeń, by zwrócić na siebie uwagę Wielkich Nauczycieli ludzkości, albowiem by kroczyć stromą i wąską ścieżką dla zaawansowanych uczeń potrzebuje Nauczyciela. Jednak Ten objawia się dopiero, gdy uczeń jest gotowy, gdy przygotował swój charakter i umysł.
Annie Bessant przedstawia również okres, gdy Mistrz stanie się już częścią codziennej rzeczywistości ucznia zmierzającego ku bezpośredniej łączności ze swoim boskim aspektem, różnie nazywanym w różnych tradycjach – Wyższym Ja, Chrystusem, czy JAM JEST.
Cytaty z ksiązki:
Nie ma w tych wykładach nic nowego, powtarzają one tylko stare prawdy. Lecz prawdy te są tak wielkie i żywe, że choć stare, nie wietrzeją nigdy, choć dobrze znane, zawsze da się o nich powiedzieć coś jeszcze, co rzuci na nie nowe światło i okrasi nowym urokiem. Bo dotyczą one najgłębszych tajników naszej istoty i przynoszą tchnienie niebios w poziome życie ziemi.
Większość ludzi jest tak pochłonięta sprawami codziennego życia, iż zapomina „o tym, co pochodzi ze świata pokoju”, toteż każdy zew, by spojrzeć ku szczytom, witany jest przez wszystkich, którzy szukają i pragną radośnie. Prawdy wieczne niosą zawsze ukojenie i spokój, jak widok śnieżnych szczytów górskich jest wytchnieniem ludzi, którzy się trudzą wśród zakurzonych nizinnych dróg.
Oby zwrócenie uwagi na wieczne fakty istnienia mistrzów i ścieżki uczniostwa jednych pobudziło do czynu, innych zachęciło do wytrwania, zaś niektórym wyjaśniło, jak możemy wypełnić słowa Chrystusa: „Bądźcie zatem doskonałymi, jako i Ojciec wasz Niebieski doskonałym jest”.
(…)
Istnieje ścieżka wiodąca ku tak zwanemu wtajemniczeniu, a przez nie ku doskonałości człowieka. Ścieżka ta uznana jest przez wszystkie wielkie religie; jej zasadnicze właściwości opisuje w wyrazach jednoznacznych każda z wielkich religii świata. Czytamy o niej w naukach Kościoła rzymskokatolickiego, gdzie podzielona jest ona na trzy części: 1) ścieżkę oczyszczenia, 2) ścieżkę oświecenia, 3) ścieżkę zjednoczenia z Bogiem. Odnajdujemy ją u muzułmanów w księgach Sufi, w naukach mistycznych islamu, gdzie znana jest pod nazwą drogi prawdy i żywota; spotykamy ją również posuwając się dalej na Wschód. Tam, w wielkiej religii buddyzmu, dzieli się ona na liczniejsze działy, które jednak można zamknąć w ogólnym zarysie; podobny podział widzimy w hinduizmie, gdyż w obydwu tych wielkich religiach, w których znajomość psychologii, umysłowości i ustroju człowieka odgrywa tak wielką rolę – znajdujemy szczegółowy jej podział.
Właściwie jednak nie chodzi tu o to, do jakiej zwrócimy się religii, jakie obierzemy nazwy, jako bardziej lub ściślej wyrażające nasze własne pojęcia. Ścieżka oczyszczenia to ścieżka próby, na której należy rozwinąć pewne określone cechy; ścieżka oświecenia to ścieżka świętości o czterech wielkich stadiach, do których prowadzą cztery wielkie wtajemniczenia. Ich symbolami w chrześcijaństwie są Narodzenie, Chrzest, Przemienienie, Męka Chrystusa. Ścieżka zjednoczenia to osiągnięcie wyzwolenia, zbawienia, czyli dojście do stopnia nadczłowieka, mistrza.
Ścieżka jest jedna; jej stopnie są zawsze te same. Od niepamiętnych czasów wiodła ona zawsze od życia zwykłego ku życiu Boskiemu. Przez tysiące wieków wstępowali na nią niektórzy przedstawiciele ludzkości, przez tysiące wieków przyszłych zawsze niektórzy będą nią kroczyć, aż po kres naszej ziemskiej historii, aż do zakończenia naszego cyklu ewolucji ludzkości.
(…)
A więc ścieżka, o której będziemy mówić w czasie tych niedzielnych wykładów, starając się krótko i treściwie (choć z konieczności niedoskonale) przedstawić, czym ona jest dla ludzi, to droga krótsza, lecz trudna, na której człowiek rozwija się szybciej niż w zwykłym biegu normalnej ludzkiej ewolucji. Idąc tą ścieżką, że użyję tu znanego porównania, człowiek zamiast wznosić się pod górę drogą wijącą się spiralnie i okrążającą górę niezliczone razy, idzie, wdzierając się wprost przed siebie po spadzistych zboczach, nie bacząc na urwiska, niebezpieczne rozpadliny skalne, nie bacząc na bezdenne otchłanie i głębokie przepaście, bowiem świadom jest, że nic nie zdoła powstrzymać wiecznego Ducha, że żadna przeszkoda nie ostoi się wobec jego siły, która jest wszechmocna, mając za źródło swe samą wszechmoc.
Taka jest ścieżka, którą mamy tu wspólnie rozpatrywać, nie tylko dlatego, że jest to głęboko ciekawy i porywający przedmiot, ale raczej z mej strony, a ufam że i ze strony choćby kilku moich słuchaczy – by jej badanie zdołało przetworzyć życie, by obudziło pragnienie wejścia na tę ścieżkę i poznania jej osobiście, własnym doświadczeniem, nie tylko teoretycznie, by te studia dopomogły nam w zrozumieniu choćby w części tych tajemnych, najgłębszych misteriów, dzięki którym człowiek poznaje swą Boskość ukrytą w nim od wieków, zawsze dążącą do doskonałego przejawienia się, co wzniesie go z czasem ponad człowieczeństwo i ponad ludzkość.
(…)
Jednym z najgłówniejszych czynników, od którego zależy cała możliwość doskonalenia się człowieka na ścieżce, jest reinkarnacja, będąca jednym z zasadniczych praw przyrody; w wykładach niniejszych musimy ją przyjąć jako pewnik – gdyż roztrząsanie jej i udowodnienie zajęłoby mi zbyt dużo czasu i oddaliło od mego przedmiotu.
Dzięki temu prawu możliwy jest stopniowy wzrost człowieka w szeregu następujących po sobie żywotów, przez niezliczone doświadczenia w świecie fizycznym i uczuciowym, oraz w świecie, który zwiemy niebem. Ewolucja byłaby zbyt krótkotrwała i nie pozwoliłaby człowiekowi wyjść z niedoskonałości i urosnąć w doskonałość, gdyby nie miał on niezliczonych sposobności do tego podczas długiej, długiej drogi wzwyż. Człowiek świecki, pragnący uczynić pierwszy krok ku ścieżce i przygotowany, ma już za sobą długą ewolucję, w ciągu której nauczył się rozpoznawać dobro i zło oraz wybierać dobro, a odrzucać zło; zdołał rozwinąć i wyćwiczyć umysł, charakter, jednym słowem, dojść od stanu człowieka pierwotnego i amoralnego do stopnia dzisiejszej wysokiej kultury. Musimy więc przyjąć reinkarnację za fakt, bo nikt z nas nie zdołałby przejść długiej drogi ewolucyjnej i nie osiągnąłby boskiej doskonałości w czasie jednego życia. Lecz nie jest koniecznym, by człowiek zbliżający się do ścieżki wiedział o reinkarnacji. Zna ją zresztą i tak w swej pamięci duchowej, choć jego mózg fizyczny może jej jeszcze nie objął. Jego rozwój będzie nieuniknionym przedłużeniem jego przeszłości i dojdzie on do chwili, gdy Duch i mózg ustosunkują się właściwie i ściślej zjednoczą ze sobą, wówczas wszystko, co zna jego wewnętrzna istota, stanie się oczywistym dla jego konkretnej myśli.
Następny ważny fakt, niezbędny do uznania przynajmniej w zasadzie, da się ująć w tym jednym zdaniu z Pisma św. „Co człowiek sieje – to zbierze”. Jest to prawo przyczynowości, prawo akcji i reakcji, dzięki któremu przyroda przynosi człowiekowi nieuchronnie owoce tego, co myślał, pragnął i czynił.
(…)
Jest wreszcie fakt istnienia ścieżki, którą wielu ludzi kroczyło przed nami. Istotnie, faktem jest możliwość przyspieszenia ludzkiej ewolucji, poznania praw, które nią rządzą, warunków, które do niej prowadzą i przejścia samemu wszystkich jej szczebli. Niektórzy już przeszli je dawno i dziś stoją u kresu ścieżki i ci niegdyś byli ludźmi, jak my tu na ziemi, a teraz stali się stróżami, kierownikami świata; to starsi bracia naszej rasy, nauczyciele i prorocy przeszłości, wznoszący się w coraz bardziej olśniewającej światłości aż do ostatniego szczebla, do szczytu ścieżki, gdzie stoi Ten, który jest Najwyższym Kierownikiem całego świata, w którym żyjemy. Gdyby nikt nie utorował tej drogi, gdyby nikt nie przebywał jej przed nami, zaiste, daremną byłaby nasza nadzieja. Lecz ci, którzy niegdyś występowali jako nauczyciele ludzkości, przebyli w zamierzchłej przeszłości tę olbrzymią i świętą pielgrzymkę; ci, których dziś czcimy jako mistrzów, zachowują nadal łączność z naszym światem, biorą uczniów i pomagają im w ich wspinaniu się po stromej ścieżce.
(…)
Pierwszym i najważniejszym krokiem ku ścieżce, niemożliwym do pominięcia, krokiem, który prowadzi do niej najprościej, jest „służenie człowiekowi”.
Jest to najpierwszy, sine qua non, warunek. Dla samolubów postęp taki jest niepodobieństwem, dla ludzi bezinteresownych, zapominających o sobie, jest rzeczą prostą i pewną. W jakiejkolwiek dziedzinie człowiek zaczyna więcej myśleć o innych aniżeli o sobie, troszczyć się o dobro ogólne więcej niż o własny interes – czy to będzie w służbie miasta, gminy, narodu, czy też w pracy dla zbliżenia narodów, aż do służenia całej ludzkości, każdy taki czyn będzie krokiem ku ścieżce, najlepiej przygotowującym człowieka do wstąpienia na nią. Jaki jest sposób i rodzaj służenia – nie robi różnicy, byle by czyny były prawdziwie bezinteresowne, spełniane z wytrwałością, byle ich pobudką była idea służenia, niesienia pomocy i ulgi innym. Mogą to być czyny czysto intelektualne, jak np. dzieła pisarza i autora pragnącego podzielić się z innymi zdobytą wiedzą, by tym sposobem ulepszyć i podnieść świat tak, aby można było powiedzieć, iż życie, praca i dzieła tego człowieka powiększyły nieco dorobek ludzkości, pomnożyły jej wiedzę. Może to być służenie ludzkości przez sztukę – gdy ideałem muzyka, malarza, rzeźbiarza, architekta jest wniesienie piękna w życie ludzi, dodanie mu czaru, wdzięku i wyższej kultury. Może to być droga służby społecznej, gdzie człowiek, wiedziony współczuciem dla ubogich i cierpiących, całe swe życie poświęca pracy dla nich, usiłując zmienić ustrój społeczny wszędzie, gdzie ten jest niesprawiedliwy i niesłuszny, stara się przetworzyć warunki życia, usuwać wszystko, co niegdyś użyteczne stało się dziś przestarzałym anachronizmem, co tamuje i utrudnia drogę naprzód; usiłuje stosować w życiu zewnętrznym kulturalny dorobek ludzkości, walczyć o lepsze warunki, o szlachetniejsze otoczenie dla swych braci. Może to być droga pracy politycznej, gdzie życie całego narodu, życie wewnętrzne czy zewnętrzne, staje się przedmiotem służenia. Może to być również droga leczenia, gdzie lekarz stara się zwalczać choroby, nieść zdrowie pacjentom i stworzyć dla organizmu najodpowiedniejsze warunki, aby podnieść ogólny stan zdrowotny i zmniejszyć śmiertelność wśród społeczeństwa.
Nie mogę tu wymienić niezliczonych działów drogi służenia. Obejmuje ona wszystko, co może pomóc życiu ludzkiemu, co ma dlań jakąkolwiek wartość. Możecie więc obrać każdą drogę, zgodnie z waszym zamiłowaniem i zdolnościami, zależnie od możliwości.
Handel, przemysł, wszystko, co jest użyteczne człowiekowi, wytwórczość, zarówno jak zarządzanie czy rozdział dóbr – wszystko to są odmiany służenia ludziom.
Odpowiecie mi, że każdy człowiek oddaje się i tak temu lub innemu fachowi życiowemu, tej lub innej z wymienionych gałęzi pracy. Tak jest, bowiem droga ku ścieżce bierze swój początek w zwykłym życiu ludzkim i każda rzecz, która służy jego postępowi i rozwojowi, może być użyta i przetworzona na krok zbliżający ku ścieżce. Istotnie, ludzie obierają zawody, drogi, które wymieniłam, zajmują się wytwórczością, rozsyłaniem towarów, handlem, przemysłem, bywają pisarzami, artystami, politykami, reformatorami społecznymi, lekarzami, wszystkim, czym chcecie – lecz idzie o to, co jest dla nich głównym bodźcem.
(…)
Jednymi kieruje przemożne pragnienie wiedzy, tęsknota do rozumienia, intelektualna niemożność zaznania szczęścia, dopóki świat wydaje się nierozwikłaną zagadką, dopóki zagadnienia życia pozostają nierozwiązane, a pozornie i nierozwiązywalne. Inni zaczynają szukać z gorącej miłości do jakiegoś człowieka, który jest dla nich uosobieniem ideału; z bezgranicznej wierności i cześci dla kogoś z przewodników czy wodzów, w którym skupia się wszystko, co sami najgoręcej pragnęliby urzeczywistnić we własnym życiu.
Trzeci typ czuje w sobie budzącą się wolę, uświadamiając sobie niewysłowioną mękę świata i straszne cierpienie gniotące tylu współczesnych. Wola ta rodzi mocne postanowienie pracy dla poprawy ogólnych warunków. Istoty te nie zgadzają się, aby cierpienie było koniecznością, aby w praktyce nie istniały skuteczne środki zaradcze, których zastosowanie jest w mocy ludzkiej – na drodze myśli, miłości i czynu. Ludzie, dla których bodźcem w poszukiwaniu jest świadomość cierpienia ludzkości, stanowią poniekąd żywioł buntowniczy wśród reszty szukającej Najwyższego. Droga ta jest mi może osobiście najbliższa, na niej to bowiem szukałam i znalazłam. Czego zaś człowiek doświadczył sam, droga, którą sam przeszedł, pozostaje dlań na zawsze najbardziej realna, najbardziej zrozumiała, najłatwiejsza do wytłumaczenia innym.
(…)
Mówiłam w poprzednim rozdziale o kandydacie mającym stanąć za chwilę w obecności mistrza.
Służył światu, wiedział o istnieniu ścieżki i mistrzów, zdobył wiedzę o głównych faktach życia i ewolucji, zbudził w swej duszy pragnienie świadomego pokierowania sobą i wykorzystania praw przyrody, by przyśpieszyć własną ewolucję i tym skuteczniej służyć światu. Wspominałam pokrótce o cechach, które przynajmniej w części musiał w sobie obudzić i wyrobić, chcąc wstąpić na ścieżkę, teraz zaś pomówię o nich szerzej. Wprowadzanie ich w życie jest warunkiem stawianym przez mistrzów mądrości każdemu, kto chce z czasem dojść do wtajemniczenia. Być może niektórzy z was nie całkiem się ze mną zgodzą, gdy będę mówić jako adept wiedzy tajemnej; być może niekiedy raził was będzie zbyt wielki nacisk położony na rzeczy wedle was drobne i zwykłe, z pominięciem innych, które uważacie za zasadniczy warunek cnotliwego postępowania. Lecz przechodzimy tu z dziedziny poglądów do dziedziny faktów. Uczeń nie może sam wybierać cnót; jego rzeczą jest pracować i spełnić wskazania; jeśli uważa, że cnoty są obrane nieodpowiednio lub są zbyteczne, nic go nie zmusza do wchodzenia na ścieżkę, do której są wstępem. Lecz jeśli pragnie wejść na ścieżkę, której stróżami są mistrzowie mądrości, musi przyjąć podane przez nich warunki: musi poddać się i żyć wedle odwiecznego prawa ucznia.
Gdy człowiek dużo już zdziałał na polu służenia, gdy zdobył i przyswoił wiedzę, o której wspomniałam, wówczas znajduje mistrza, a raczej mistrz go spotyka. Przez cały czas walki mistrz patrzył serdecznie i czuwał nad nim i śledził jego postępy; w wielu przeszłych życiach spotykał się już z tym wpływem, który ma się odtąd stać zasadniczym w jego życiu. Osiągnął punkt, gdy mistrz może mu się objawić, poddać go próbie i dopomóc w przygotowaniu do wtajemniczenia. W tym pierwszym stadium któryś z mistrzów bierze kandydata pod swą opiekę i na swą odpowiedzialność, aby go przygotować do wtajemniczenia. Pamiętajcie bowiem, że wtajemniczenie jest to określony krok i tylko ci, którzy już doszli do kresu ewolucji ludzkiej i całą ścieżkę przebyli sami, mogą ułatwić innym znalezienie jej.
(…)
Nadeszła więc chwila nawiązania tego nierozerwalnego węzła, najgłębszego związku pomiędzy człowiekiem znajdującym się jeszcze poza ścieżką a tym, który stoi u jej szczytu. Związek ten przetrwa odtąd poprzez wszystkie życia, jest bowiem nierozerwalny i nic nie zdoła go nadwerężyć, ani śmierć, ani upadek, ani błąd; przetrzyma on wszystkie próby. Człowiek może posuwać się do swego celu bardzo powoli, lecz nigdy już nie będzie potrafił zupełnie od niego odejść ani całkowicie upaść. Bo związek zadzierzgnięty i nawiązany przez mistrza trwa wiecznie, a nie ma w świecie potęgi, która by zdołała rozerwać dzieło rąk mistrza. Wzywa on człowieka przed swe oblicze – oczywiście nie w ciele fizycznym, gdyż mistrzowie żyją przeważnie w odległych, ustronnych miejscach, niedostępnych i trudnych do odnalezienia. Lecz już na długo przedtem człowiek nauczył się, podczas uśpienia swego fizycznego ciała, działać w świecie niewidzialnym dla zwykłego wzroku, w tak zwanym ciele astralnym (które jest najniższym z ciał ponadfizycznych i niewidzialnych), w którym obecna jest i działa świadomość człowieka, jego Duch i dusza. W tym ciele astralnym mistrz wzywa go ku sobie i człowiek spotyka go twarzą w twarz, staje w jego fizycznej obecności, słucha jego słów. Wówczas rozpoczyna się okres zwany „próbnym”. Znaczy to, iż po zadzierzgnięciu związku, o którym wspomniałam, mistrz posyła człowieka z powrotem w świat, aby dowiódł on, jakie tam będzie prowadzić życie, jak stawi czoło trudnościom i doświadczeniom, w czym wykaże siłę, w czym słabość; aby wypróbować, do jakiego stopnia jego siła pozwoli na szybkie wyczerpanie złej karmy, która może jeszcze istnieć. Powraca on do świata jako uczeń „próbny”, czując za sobą nową moc, zaś wokół siebie nową potęgę. Wie, choćby nawet nie pamiętał o samym fakcie, że coś wielkiego spotkało go w wewnętrznych sferach istnienia, że siła, błogosławieństwo i opieka mistrza są z nim; idzie on w świat, pomiędzy ludzi odbywać okres swej próby.
Czasem szybko, czasem po długim okresie, zależnie od tego, czy czas swej próby zużytkowuje mocno i wzniośle, czy słabo i ubogo, spotykają go nowe wezwania. Skoro mistrz przekonał się, że uczeń zdobył już w znacznej mierze nieodzowne cechy i widzi, że potrzebne mu jest dalsze głębsze pouczenie, aby tym skuteczniej mógł stosować w życiu swą wiedzę, wzywa go ponownie do siebie. Wówczas przyjmuje go definitywnie za ucznia, uznaje go i zatwierdza; odtąd jego świadomość poczyna się stykać i stapiać ze świadomością mistrza, odtąd odczuwa on wyraźniej jego obecność, żywiej jego myśl.
Nieraz w tym okresie młody uczeń odbiera specjalne nauki, które pomagają mu w szybszym przebywaniu drogi. Podobne nauki znajdziecie np. w małym dziele pod tytułem „U stóp mistrza”. Przedstawiony w nim młody uczeń, nauczany przez mistrza, po powrocie do swej normalnej fizycznej świadomości spisywał dzień po dniu, jak mógł najlepiej to, co mu mistrz powiedział o stosowaniu cnót w życiu i o właściwym ich znaczeniu. O ile wiem, to pierwszy raz, kiedy dozwolono komuś zapisywać słowo w słowo nauki otrzymane ze sfery wyższej, a dotyczące specjalnie wymaganych cnót. Nie twierdzę przez to, aby z nauk wielkich nauczycieli nie pozostało nic dla świata, lecz ten wypadek jest tym szczególny, że cechy są tu wymienione wyraźnie jedne po drugich i że wskazane zostało ich ścisłe życiowe zastosowanie.
(…)
Widzieliśmy już, jak człowiek zwykły świadomie stawia pierwsze kroki ku wyższemu życiu; towarzyszyliśmy mu, gdy poszukiwał nauczyciela; widzieliśmy, jak poszukiwania jego doprowadziły go do celu, gdy go znalazł. Pomówmy o jego dalszych krokach, poczynając od pierwszego wielkiego wtajemniczenia, dalej wzwyż, szlakiem ścieżki świętości, aż do piątego. Jest to życie, które opisuje św. Paweł, a jego początek znamionują narodziny Chrystusa w duszy człowieka. Pamiętacie zapewne, jak św. Paweł pragnął, by nowo nawróceni chrześcijanie poznali ten wzniosły stan narodzenia się Chrystusa w nich. Pamiętacie też może, jak mówi o tym innym stopniu (Ef 14, 13): „Abyśmy się wszyscy zeszli w jedność wiary i poznania Syna Bożego, w męża doskonałego, w miarę wieku zupełności Chrystusowej”. Tak określał wielki Apostoł Kościoła chrześcijańskiego początkowy i końcowy etap drogi, o której będziemy dziś mówić. Pierwszy to narodziny Chrystusa, drugi to osiągnięcie pełnej Chrystusowej postawy, to stanie się człowiekiem doskonałym.
(…)
Długa, stroma ścieżka została już przebyta. Ten, który się wspiął na jej szczyt, przeżył i posiadł wszystkie ludzkie doświadczenia, cały nasz układ słoneczny nie ma już dla niego tajemnicy. Ten, kto przetrwał gorycz samotności, który przekroczył po raz ostatni bramę śmierci – stoi w triumfie przed otwartymi wrotami piątego wielkiego wtajemniczenia. Bezkresne horyzonty chwały roztaczają się poza nimi. Wschodnia nirwana, owa wszechogarniająca świadomość, wypalenie się naszego niższego Ja i przejście w szeroką bezgraniczną pełnię Ducha, oczekuje go wszechobejmująca, wszechpotężna i oto z jego ust dobywają się słowa triumfu: „Oto jestem, Ja, który żyję, a byłem umarły, patrzcie, oto jestem żywy na wieki. Pan życia i śmierci, wyzwolony z więzów wszelkich, któremu dana jest każda władza na niebie i ziemi, stanął oto, jako doskonały człowiek, u kresu wędrówki ludzkości, osiągnąwszy ideał Boskiego człowieczeństwa”. Według określeń Wschodu jest on tym, który został wyzwolony; w języku Zachodu jest tym, który osiągnął zbawienie wieczne. Jest to jeden z tych, o których powiedziano, że Chrystus w nich narodzony doszedł postawy zupełności Chrystusowej i stoi pośród wielu braci, z których Chrystus jest pierworodnym. Stał się „kolumną w świątyni Boga, która nigdy nie przeminie”. Przesuwają się czasem, jak sylwetki, w Piśmie chrześcijańskim i hebrajskim takie potężne postacie. W Starym Testamencie czytamy np. o jednym z takich potężnych, którego spotkał patriarcha Abraham, a o którym napisano, że jest: „Bez ojca, bez matki, nie mający ani początku, ani końca dni swoich, przyrównany Synowi Bożemu w kapłaństwie nieustannym”. Taki jest potężny triumf człowieka, który stanął u szczytu doskonałej ludzkości; długa przeszłość, jej walki, porażki, zwycięstwa pozostały za nim daleko, narodził się już po raz ostatni; śmierć utraciła nad nim władzę; stał się jednym z mistrzów mądrości, zdobył życie wieczne.