Opis
W niniejszym dziele Jogananda ukazał odwieczne pytania podnoszone przez chrześcijaństwo w nowym świetle. Kieruje ją do tych, którzy poszukują prawdy w sobie, łącząc tradycyjne rozumienie z rzeczywistością obecnych czasów i porusza między innymi tak istotne kwestie jak narodziny Jezusa, rozróżnienie pomiędzy Jezusem człowiekiem a Chrystusem, próbuje rozwikłać tajemnicę lat życia Jezusa, które nie zostały opisane w Biblii.
W oparciu o bogatą tradycję Wschodu, z której czerpie, autor przytacza również interpretacje Trójcy Świętej, początków dobra i zła, wolnej woli na tle pojęcia karmy, reinkarnacji, Świadomości Chrystusowej oraz ostatecznie ukrzyżowania i zmartwychwstania Jezusa. Przedstawia sylwetkę Jezusa, jako wielkiego nauczyciela medytacji i jogi.
Prawdziwym fundamentem religii nie jest wiara, ale intuicyjne doświadczenie. Intuicja jest zdolnością duszy, pozwalającą na poznanie Boga. Człowiek, który wie, czym w istocie jest religia, musi również znać Boga – twierdzi Paramhansa Jogananda, który głosił potrzebę samorealizacji jako nadrzędnego dążenia ludzkiego życia i warunku wejścia do królestwa niebieskiego.
Książki takie jak ta otwierają umysł, pozwalają spojrzeć na wiekowe dogmaty i przekonania z nowej perspektywy, stanowią alternatywę dla utartych, a przez to ograniczających ścieżek myślenia i rozumienia świata. Szczególnie w dzisiejszej dobie kryzysu wiary i wartości warto sięgnąć po taką pozycję i zagłębić się wraz z jej autorem w duchowe poszukiwania istoty prawdy i wiary, by na tej drodze próbować odnaleźć owo wielkie bogactwo jakim jest wewnętrzny Chrystus.
Przedmowa Neale Donald Walsch, autor Rozmowy z Bogiem
Cytaty z ksiązki:
Przedmowa:
Do wielu moich przyjaciół i towarzyszy duchowych na całym świecie: Wydarzyło się coś naprawdę cudownego. Ludzkość otrzymała wielki dar. Skarb duchowy, który musimy pielęgnować w głębi naszych serc i przekazywać go kolejnym pokoleniom. Mam na myśli tę niezwykłą książkę, Objawienia Chrystusa, głoszone przez Paramhansę Joganandę, przedstawione przez jego ucznia, swamiego Krijanandę.
Dłużej niż ktokolwiek z nas pamięta, słowa i nauki wielkiego Mistrza Jezusa były przewodnictwem dla ziemskich istnień. Jednak słowa te i nauki nazbyt często interpretowano i rozumiano opacznie, przekręcając nieodwracalnie ich pierwotne znaczenie. Ponieważ Przesłanie Jezusa jest tak niezwykle istotne, jest rzeczą pierwszorzędnej wagi, by przyjąć je z najgłębszą miłością i lojalnością wobec Boga i prawdy, nie zaś wobec instytucji czy tradycji religijnych. Prawda duchowa bowiem nie mieści się w żadnej instytucji czy tradycji, ona mieszka wyłącznie w pełni ludzkiego serca połączonego z duszą w najczystszej tęsknocie za błogością płynącą z prawdziwego poznania Boskości.
Smutek niektórych instytucji religijnych i tradycji rodzi się z faktu, że choć kierują nimi szczere intencje, ich wewnętrzna polityka i mechaniczne funkcjonowanie przeszkadzają w zdobywaniu prostego, prawdziwego, bezkompromisowego doświadczenia religijnego i duchowej wiedzy. Tymczasem ta godna najwyższej uwagi, wspaniała książka swamiego Krijanandy pozwala nam łagodnie ominąć całą tę politykę i doprowadza nas na próg głębszego, bogatszego rozumienia Odwiecznej Prawdy. W tekście, który jest krystalicznie przejrzysty, a zarazem prezentuje cudowną głębię wglądów, otrzymujemy zaproszenie, by przejść przez ten próg i odkryć miejsce roztaczające przed nami najwspanialszy, pełen chwały obraz Jezusa, Boga i samego Życia, jaki wielu z nas zdarzyło się ujrzeć.
Moje serce biło szybciej wraz z każdą przewracaną stroną, a teraz wyśpiewuje chwałę i wdzięczność dla swamiego za ten zdumiewający dar dla duszy. Wierzę całym sobą, że tak właśnie należało przyjąć i rozumieć słowa Jezusa. Czuję się zaszczycony dotykiem tej świętej energii. Nie znajduję słów, by wyrazić moje podziękowanie…
Neale Donald Walsch
(…)
Najważniejsze są dwa zasadnicze pytania: po pierwsze, jak Bóg stworzył wszechświat? I po drugie, jak stworzył nas, istoty ludzkie? Na początku nie istniało nic poza Jego świadomością. Tylko z tej świadomości mógł On coś stworzyć. Świadomość jest fundamentalną rzeczywistością wszelkiego stworzenia. Czym zatem jest nasza ludzka świadomość? Może ona być jedynie manifestacją Nieskończonej Świadomości Boga. (Jak powiedział pisarz, którego cytowaliśmy: „Nie ma żadnego innego poza nim.”) Skąd więc bierze się nasza samoświadomość? Ona również musiała się przejawić ze świadomości Boga. Tylko Bóg jest – i zaiste, musi być – naszym Nieskończonym Ja.
Świadomość całkowicie pozbawiona Samoświadomości jest możliwa jedynie na najniższym poziomie. Skoro na wyższych poziomach u stworzeń bardziej rozwiniętych samoświadomość jest wszechobecna, co możemy powiedzieć o Absolutnej Nadświadomości?
(…)
Na początek chciałbym jeszcze raz zauważyć, jak wyśmienite, a zarazem chwalebnie odważne poczucie humoru miał Jezus. Postawcie się na jego miejscu w tej sytuacji. Żydzi właśnie oskarżyli go o bluźnierstwo; zamierzali go ukamienować. I cóż im odpowiedział? Parafrazuję: „Uczyniłem między wami wiele dobrego. Za które z tych rzeczy chcecie mnie ukamienować?” Sposób, w jaki im odpowiedział, wskazuje niezbicie, że jego odwaga i otwartość wypływały z doskonałego braku przywiązania. Tylko ostateczny brak przywiązania pozwala na tak dobry humor. Pomyślcie tylko: oto stał pośród wrogiego tłumu, w najwyższym zagrożeniu. Czy to, co powiedział, mogło być wyrazem użalania się nad sobą? („Spójrzcie tylko na wszystkie dobra, które wam wyświadczyłem. Czy tak mi się za nie odwdzięczacie?”) To niemożliwe! On rzucił im wyzwanie, niemal ze śmiechem!
(…)
Bezosobowość jest esencją wszelkich prawdziwych nauk. Wy nie istniejecie indywidualnie, a jedynie jako idea; ja także nie istnieję; nie istnieje nikt ani nic poza Jedynym, Uniwersalnym, Najwyższym Duchem, którego wszyscy jesteśmy pojedynczymi emanacjami. Naszym przypisanym nam przez Boga obowiązkiem na wieczność jest rozpraszanie samoświadomości i poczucia odrębności w świadomości Odwiecznego Ja, które jest nieskończone nie w sensie przestrzennym, ale w znaczeniu braku posiadania granic. Dlatego Jezus powiedział (to znów parafraza), „Bóg, który mnie posłał, jest jedyną Rzeczywistością, ale wy musicie go sobie uświadomić. Dlatego właśnie mnie posłał, abym mógł poprowadzić tych z was do Niego, którzy głęboko pragniecie Go poznać.”
Jezus, choć często ograniczał się do wypowiedzi w pierwszej osobie, czynił tak tylko po to, by podkreślić, że to właśnie on sam, jeśli ludzie dostroją się do jego świadomości, może im posłużyć jako drzwi do Nieskończoności. Jego słowa osiągnęły określony skutek, a mianowicie zniechęcały ludzi do podążania za szeregiem pomniejszych nauczycieli, jacy zawsze się pojawiają, gdy w ludziach rodzi się głębokie pragnienie poznania Prawdy.
(…)
Zdrada Jezusa nie była jego absolutnym przeznaczeniem. Jezus musiał jednak zostać zdradzony. Musiało się to wydarzyć w taki lub inny sposób. Musimy bowiem zrozumieć, że była to nie tylko indywidualna karma Judasza, ale wszystkich Żydów, do których, jak Jezus mówił, został posłany. Była to, innymi słowy, karma zbiorowa. Judasz musiał osobiście cierpieć z powodu roli, jaką odegrał w tym dramacie. Niezależnie od tego był wielką duszą – o wiele większą niż dusze licznych uczniów spoza najbliższego kręgu Mistrza, które docierały do niego znacznie później, wiedzione poszukiwaniem boskości. Lepiej jest szukać Boga i Go nie znaleźć – nawet przeżyć wielkie rozczarowanie – niż pozostać letnim w tych poszukiwaniach albo jeszcze gorzej, nie szukać wcale. Judasz Iskariota wyprzedzał, w perspektywie duchowej, odnoszącego największe nawet sukcesy biznesmena materialistę.
Nawet uczniowie Jezusa nie stali się nagle całkowicie wolni od grzechu. Także Judasz, który ostatecznie głęboko i gorzko żałował swojego grzechu zdrady i który (zgodnie z chrześcijańskim dogmatem) powinien zostać zbawiony dzięki ofierze Chrystusa tak samo jak wszyscy, musiał jednak zapłacić cenę cierpienia trwającego prawie dwa tysiące lat.
Znałem go w tym życiu. Po dwóch tysiącach lat cierpienia Jezus wstawił się za nim u pewnego wielkiego hinduskiego mistrza i poprosił, by ostatecznie wyzwolił Judasza w tej inkarnacji.
Zdrada Judasza była wielka, ale na skutek „niewielkiej złej karmy” jej skutki były przejściowe. Judasz był wielkim i prawdziwym uczniem. Jego problemem było jedynie to, że pozostały w nim głęboko zakorzenione wady, nad którymi musiał popracować.
Największym grzechem była, rzecz jasna, zdrada Judasza. Był to „grzech przeciwko Duchowi Świętemu”, z którym Judasz dostąpił komunii dzięki łasce. Doświadczenie obecności Boga, a następnie odwrócenie się od niej, może zostać przebaczone jedynie przez samego poszukującego, powracającego do stanu łaski, którą odrzucił. Taki powrót nie jest łatwy, ponieważ ten jeden „niewybaczalny” grzech – niewybaczalny dla każdego poza samym sobą – wprawia w ruch wibrację wewnętrznego braku spokoju, poczucie nieustającego dyskomfortu, które można przezwyciężyć jedynie wielkim osobistym wysiłkiem.
Karma, którą wytworzył Judasz swoją zdradą, nie miała charakteru wyłącznie osobistego. Była to karma zbiorowa wszystkich Żydów. Żydzi wybrali podążanie ścieżkami Boga. Nie doświadczaliby złej karmy wynikającej z aktu zdrady wobec Jezusa, gdyby nie zgromadzili również karmy dobrej, dzięki której go w ogóle przyciągnęli.
Kiedy zrasta się złamana kość, staje się ona twardsza niż kości ją otaczające. Podobnie zła karma narodu żydowskiego wynikała także z dobrej karmy, którą zgromadził on dzięki swojej wrodzonej duchowej szlachetności. To dobra karma przyciągnęła narodziny Chrystusa pośród nich. Z pewnością kiedyś rozkwitnie ona duchową wielkością.
Karma niemal zawsze jest jednak sprawą złożoną. Na przykład Judasz nie mógłby zdradzić Jezusa, gdyby nie zgromadził wcześniej dobrej karmy pozwalającej mu urodzić się jako jego bezpośredni, bliski uczeń. Bardzo cierpiał z powodu swojej zdrady, ale także wtedy pomogła mu jego dobra karma, doprowadzając ostatecznie do jego boskiego wyzwolenia.
(…)
Wszystkie nauki Jezusa miały zasadniczo na celu pomóc człowiekowi w osiągnięciu własnego zbawienia duchowego. Jezus przybył jednak z konkretną ekspresją odwiecznych prawd. Jego zadaniem było zogniskowanie wysokich aspiracji duchowych ludzkości w sobie, przez co stał się instrumentem boskiej łaski.
(…)
Sir Edwin Arnold w pięknym wierszu zatytułowanym „The Light of Asia” („Światło Azji”) wspomina życie Buddy. Ów epicki poemat opisuje żywo moment, w którym Pan Gautama osiągnął oświecenie i został Buddą. Cały świat miał wówczas w jednej chwili doświadczyć fali podniesienia. Ta fala przepłynęła cudownie przez serca wszystkich istot, dotykając ich świadomości tchnieniem boskiej błogości. Tak to się dzieje z prawdą, kiedy jakaś dusza na ziemi osiąga stan jedności z Najwyższym Duchem. Dzieje się tak nawet w większym stopniu, kiedy dusza, przepracowawszy ostatecznie całą karmę swoich poprzednich wcieleń, osiąga ostateczne wyzwolenie. Błogosławieństwo, w przypadku Buddy, było tego ostatniego, pełniejszego rodzaju, bowiem urodził się on już wolnym. On także był awatarem albo inkarnacją Boga.
(…)
Ludzie marzą o znalezieniu idealnego partnera. Być może przez jakiś czas myślą, że im się to udało. Raz po raz jednak spotyka ich rozczarowanie, a potem umierają z niezaspokojoną tęsknotą za małżeństwem idealnym. Dlatego powracają wciąż na płaszczyznę materialną. Podobni dzieciom, poszukującym wielkanocnych jajek, przeskakują z „kwiatka na kwiatek”, poszukując tego jedynego, prawdziwego „drugiego”. Jeśli naprawdę człowiek ma swoją bratnią duszę – a jak udowodniono, nawet elektrony mają swoje „bliźnięta”, które z nimi współdziałają, choćby znajdowały się daleko od siebie – jakże przeogromny musi być wszechświat świadomych istot, pośród których dusza może poszukiwać swojego partnera!
Ostateczne połączenie się z tą drugą połówką może nastąpić w wizji. Nie może jednak – zaiste, to niemożliwe – być związkiem seksualnym, bowiem w związkach seksualnych ludzka świadomość ściągana jest w dół kręgosłupa, z dala od wyższych ośrodków duchowych.
Pragnienie posiadania bratniej duszy jest głęboko wpisane w ludzką naturę. Jego korzenie sięgają głębiej niż ego. Naszą prawdziwą Bratnią Duszą jest jednak tylko Bóg.
(…)
Ale powróćmy do tematu: partner, pieniądze, sława, władza, pozycja społeczna, dzieci, kolejne pokolenia wnuków i prawnuków oraz towarzyszące temu poczucie swojego centralnego znaczenia w tej scenie – wszystko to to sposoby mai mające na celu utrzymać ludzi w zaklętym kole samsary (zaangażowania w ziemskie sprawy). Gdyby nie nieliczni święci, a przede wszystkim inkarnacje Boga, które przychodzą na ziemię (niestety zbyt rzadko z ludzkiego punktu widzenia), ludziom mogłoby nigdy nie przyjść do głowy, by szukać wyjścia z wirujących mgieł iluzji do czystego światła prawdziwego zrozumienia. Awatar albo inkarnacja Boga ma moc wznoszenia niezliczonych dusz ponad iluzję.
(…)
Aby uwolnić się od ego i zrealizować siebie jako tę świadomą istotę, z której wzięły początek wszystkie rzeczy, trzeba porzucić dotychczasowe egoistyczne dążenia. Sam rozum nie dostarczy nam kluczy potrzebnych do otwarcia tych drzwi, bowiem zdolność do racjonalnego myślenia jest już skażona tą samą chorobą iluzji, którą pragnie wyleczyć. Mądry jest ten uczony – co jest także rzadkością – który nie usiłuje przyoblekać się w piórka naukowych odkryć.
(…)
Wyobraźmy sobie uwodzicielską kobietę „obnażającą wszystko” na ekranie telewizora. Żarliwie poszukujący Boga oraz wyższych prawd może zerknąć na taką scenę, ale jego normalną i prawidłową reakcją będzie odwrócenie wzroku albo zamknięcie oczu. Może też, jeśli kontroluje sytuację, zmienić kanał telewizyjny. Jeśli jednak zgodzi się na to, by jego wzrok zatrzymał się na tej scenie, będzie przykładem tego, co Jezus miał na myśli mówiąc o „prawym oku”. W takim przypadku powinien wyrzucić tę myśl mocnym staraniem woli.
Lepiej („korzystniej”, jak ujął to Jezus) jest żyć z żalem, że odmówiliśmy sobie przyjemności oglądania czegoś niż pozwolić, by pożądliwe myśli ściągnęły całą naszą świadomość w dół, skąd nie ma ucieczki, i skąd można tylko podjąć żmudną wspinaczkę z powrotem w górę.
Zwykle nie wystarczy jednak powiedzieć sobie „nie będę więcej o tym myślał”. Często się zdarza, że im bardziej człowiek stara się o czymś nie myśleć, tym silniej czuje się przyciągany przez tę właśnie myśl. Rozwiązaniem jest tu skierowanie energii siłą woli na jakąś inną, bardziej pożądaną myśl albo działanie. Nie próbuj po prostu nie myśleć o czymś, czego chcesz uniknąć: aktywnie przestaw swój umysł, wraz z energią, w innym kierunku.
Umysł lubi igrać z niestosownymi obrazami. Być może racjonalizuje ten fakt, przekonując siebie, że próbuje jedynie zrozumieć, dlaczego zakazane sceny są tak pociągające. Nigdy nie idź tą drogą: zaprowadziła wielu poszukujących na manowce. Zamiast tego głoś z całą mocą: „NIE!” Nie musisz rozumieć iluzji. Zrozumienie przyjdzie później, kiedy będziesz miał spokojny, jasny, wzniosły umysł. Nie przyjdzie zaś, jeśli będziesz usiłował delikatnie rozproszyć chmury iluzji w nadziei, że same się rozpłyną w nicość.
(…)
W południowych Indiach krąży opowieść o wielkim mauni albo „milczącym świętym”, Sadasiwie, który jako młody mężczyzna mieszkał w domu rodziców i poświęcał się studiowaniu świętych pism oraz medytacji. Pewnego dnia wyszedł z pokoju i zorientował się, że w domu panuje niezwykłe zamieszanie. Zapytał, co takiego się wydarzyło i usłyszał: „Przygotowujemy się na przyjęcie twojej przyszłej żony.” (Małżeństwa w dawnych czasach, szczególnie w Indiach, aranżowali rodzice.)
Sadasiwa wrócił do swojego pokoju i pomyślał: „Skoro sama perspektywa jej przyjazdu tak bardzo zakłóciła mój spokój, o ileż większym zakłóceniem będzie jej stałe przebywanie w tym domu!” Wymknął się jeszcze tej samej nocy i nigdy nie powrócił.
Człowiekowi przeciętnemu taki całkowity brak przywiązania do domu i rodziny wydaje się czymś niezwykłym. Prędzej czy później jednak każdy, kto chce odnaleźć Boga, musi rozczarować rodzinę i jej oczekiwania wobec siebie. Wszyscy przybyliśmy na ten świat samotnie i w samotności go opuścimy. Ostatecznie każda dusza, w swojej prawdziwej istocie, musi „odejść samotnie”.
(…)
Jezus nie przyszedł na ziemię, by pokazać ludziom swoją wielkość. Przyszedł, by pokazać nam, jak wielkimi jesteśmy my sami w naszym boskim potencjale.
(…)
Bóg jest w każdej napotkanej przez was osobie. Dobrą praktyką jest chodząc po ulicach miasta patrzeć na przechodniów jako na Boga. Mówcie sobie: „On (albo ona) pragnie tego samego, co ja: szczęścia.” On lub ona może wizualizować sobie spełnienie jako nową pracę, podwyżkę pensji, żonę lub męża, dzieci, czy wreszcie niezliczone rzeczy, których pragną ludzie na całej ziemi, oczekując, iż zapewnią im one poczucie szczęścia. Przyglądajcie się więc ludziom i powtarzajcie sobie: „Tym, czego naprawdę pragną ich dusze jest boska błogość, która jedynie przybiera maskę ludzkiego szczęścia. W tym pragnieniu oni wszyscy są moimi braćmi i siostrami, nawet jeśli pielęgnują w sobie źle rozumiane intencje.” Mówcie o nich z Bogiem w swoim sercu. Proście, by im pobłogosławił.
Dzięki tej praktyce zaczniecie z czasem myśleć o życiu jako o wielkiej, wspaniałej symfonii, w której łączą się wszystkie stworzenia wyśpiewujące cudowne, melodyjne akordy, rytmy i melodie boskiej aspiracji.
Nie opowiadajcie nikomu o tej praktyce. Opowiadając, spowodujecie, że energia wypływająca z was na zewnątrz będzie pozbawiać was waszego wewnętrznego skarbu i będzie można ją rozrzedzić ludzkim cynizmem, brakiem zrozumienia albo prozaiczną rzeczowością.
(…)
Kiedy grube ściany ciała zostają usunięte w chwili śmierci, ludzkie uczucia i emocje uwalniają się z ciasnego ograniczenia ciała i rozprzestrzeniają w o wiele mniej ograniczonej esencji, która, jeśli uczucia są mroczne, może rodzić o wiele głębsze cierpienie niż człowiek poznaje na ziemi (choć przynosi ono uwolnienie w postaci o wiele większej radości tym, którzy wstępują do astralnego nieba). Na szczęście doświadczenie piekła nie jest trwałe, bowiem zarodek boskości jest obecny w każdej duszy, choćby okrytej nieczystościami żądzy, chciwości, namiętności, gniewu, zazdrości, nienawiści i innych mrocznych emocji. Bóg nikogo nie skazuje na piekło, nawet tymczasowo. Ludzie skazują na nie samych siebie przemocą wytworzonych przez siebie myśli i emocji.
(…)
Wszystkie nauki jogi przestrzegają ludzi przed pokazywaniem tajemnych mocy, jeśli nie czują oni w sobie boskiego pozwolenia. To ostrzeżenie ma chronić aspirującego jogina przed popadnięciem w duchową dumę. Wielki mistrz Sri Ramakriszna przestrzegał swoich uczniów przed duchową dumą, mówiąc: „Zwyczajną dumę stosunkowo łatwo jest poskromić, bowiem w wymiarze relatywizmu żaden stan umysłu nie trwa zbyt długo. Po dumie wkrótce przychodzi upadek albo przeciwstawne siły, które rodzą wewnętrzny konflikt i poczucie nieszczęścia. Fundamenty ziemskiej dumy nie są solidniejsze od bańki mydlanej. Jednak duma duchowa opiera się na czymś rzeczywistym i czasem trzeba wielu inkarnacji, by się z nią uporać.”
ISBN 13: 978-83-60280-09-6