Opis
Może też przyspieszyć swoją wędrówkę, opuścić drogę prowadzącą wokół góry i wspinać się po stromym zboczu zmierzając bezpośrednio do Zewnętrznego Dziedzińca. Taką możliwość stwarza wyłącznie oddanie własnego życia w służbie innym.
Wtenczas podróż ulega wielkiemu przyspieszeniu, od tego momentu ścieżkę do ostatniego Wielkiego Wtajemniczenia można przebyć w okresie zaledwie kilku inkarnacji. Dusza, która dotarła do Zewnętrznego Dziedzińca musi przysposobić się do przejścia przez Wielką Bramę pierwszego Wtajemniczenia. W tym celu musi pokonać pięć etapów, które przyswaja w jednym czasie, są to – oczyszczenie, panowanie nad myślami, kształtowanie charakteru, duchowa alchemia oraz stan trwania na progu pierwszej Wielkiej Bramy. Annie Besant ze szczegółami opisuje wszystkie te etapy oraz pokrótce zajmuje się następującymi po sobie czterema Wtajemniczeniami.
Cytaty z książki:
Gdybyśmy umieli przenieść się myślą do centrum wszechświata, skąd moglibyśmy ujrzeć przebieg procesu jego ewolucji, przestudiować dzieje naszego łańcucha światów, takiego, jaki jawi się w wyobraźni, nie jako pozór świata fizycznego, astralnego i mentalnego, to sądzę, że oglądając te ewoluujące grupy, tę ewoluującą ludzkość, moglibyśmy wytworzyć sobie jego pełny obraz. Widzę wielką górę stojącą w przestrzeni kosmicznej. Wokół góry wije się droga, coraz wyżej i wyżej, docierając na sam szczyt. Na tej drodze jest siedem zakrętów, a przy każdym zakręcie widzę siedem stacji, gdzie przystają pielgrzymi. W każdym z tych punktów podejmują oni nową wspinaczkę wokół góry. [Pielgrzymka ludzkości w obecnym cyklu ewolucji obejmuje siedmiokrotną wędrówkę wokół łańcucha siedmiu globów; na każdym globie pielgrzym przystaje na wiele milionów lat. Tych przystanków jest czterdzieści dziewięć, toteż pielgrzym mieszka na każdym z globów siedem razy.]
(…)
Przyglądając się drodze wiodącej w górę spiralnym ruchem, widzimy, że kończy się ona na szczycie góry. Stoi tam wielka świątynia, budowla z białego marmuru, pełna blasku na tle eterycznego błękitu. Ta świątynia jest celem pielgrzymki i ci, którzy do niej weszli, ukończyli swoją wędrówkę – a w każdym razie etap wspinaczki na szczyt góry. Mogą tam pozostać tylko dzięki pomocy tych, którzy jeszcze się wspinają. Jeśli przyjrzymy się bliżej tej świątyni, jej konstrukcji, ujrzymy pośrodku miejsce Najświętsze ze Świętych. Wokół niego rozmieszczono cztery koncentryczne dziedzińce otaczające miejsce Najświętsze ze Świętych, a wszystko to wewnątrz świątyni. Mur oddziela od siebie sąsiednie dziedzińce, aby więc przedostać się z jednego do drugiego, wędrowiec musi przejść przez bramę. W każdym z murów okalających dziedzińce jest tylko jedna taka brama. Tak więc wszyscy, którzy chcą dostać się do centrum, muszą przejść kolejno przez cztery bramy. Przed świątynią leży jeszcze jeden Dziedziniec Zewnętrzny – na którym mieści się wiele więcej niż w samej świątyni. Spoglądając na świątynię, jej dziedzińce i górską drogę wijącą się poniżej, widzimy obraz ludzkiej ewolucji oraz ścieżkę, którą podąża ludzkość, mając za cel dotarcie do świątyni. Wzdłuż tej drogi wokół góry stoi ogromna rzesza istot ludzkich. Wspinają się one powoli, krok za krokiem. Czasem wydaje się, że po każdym kroku naprzód robią krok wstecz i chociaż wszyscy idą w górę, czynią to tak wolno, że sprawiają wrażenie, jakby stali. Proces ewolucji rasy ludzkiej, obejmujący całe eony, jest wspinaczką tak powolną, tak żmudną i bolesną, że można się dziwić, skąd pielgrzymujący biorą siłę, by w niej nie ustawać. Potrzeba milionów lat, by prześledzić tę wspinaczkę wokół góry, milionów lat, by podążać za pielgrzymem, który wędruje przez miliony lat, podczas gdy następują po sobie niezliczone inkarnacje, z których każda jest wspinaczką. Już sam widok tych olbrzymich rzesz ludzkich wspinających się tak wolno, okrążając ruchem spiralnym górę, jest bardzo nużący. Patrząc na nich, zadajemy sobie pytanie: Dlaczego idą tak wolno? Jak to możliwe, że miliony ludzi podejmują tak długą wędrówkę? Dlaczego dążą wzwyż, ku tej świątyni stojącej na szczycie?
(…)
Z daleka wydaje się, że idą tak powoli, bo nie widzą celu swojej wędrówki, nie wiedzą, w jakim kierunku zdążają. Obserwując ich, jak wspinają się jeden za drugim, widzimy, że raz po raz zbaczają z drogi, skuszeni tym czy innym zjawiskiem, jakby nie mieli przed sobą określonego celu. Nie idą naprzód zdecydowanie, lecz wałęsają się tu i ówdzie. Przypominają dzieci biegające po łące, zrywające kwiatki albo goniące motyle. Wydaje się więc, że tracą czas, że każdego dnia, gdy zapada zmrok, okazuje się, iż uszli bardzo niewiele. Patrząc na nich nie wydaje się nawet, by rozwój intelektualny, także opieszały, mógł przyspieszyć tę wędrówkę. Ci, którzy nie zadbali o swój rozwój intelektualny, z każdym dniem zdają się zasypiać w miejscu, w którym znajdowali się dnia poprzedniego; ci zaś, którzy rozwinęli się pod względem intelektualnym w nieco większym stopniu, także podróżują w bardzo wolnym tempie, toteż czynią bardzo niewielkie postępy z każdym kolejnym dniem. Widok tej żmudnej wspinaczki jest więc nużący. Zastanawiamy się, dlaczego ci ludzie nie popatrzą w górę, czemu nie wypatrują celu, do którego wiedzie ich ścieżka.
(…)
Na Dziedziniec Zewnętrzny, do którego docierają nieliczni pielgrzymi, nie prowadzi jedynie droga wijąca się wokół góry. Patrząc z oddali, zauważamy, że można tam dojść z wielu miejsc tej spiralnej ścieżki. Są zatem drogi krótsze, wiodące prosto w górę zboczem, ścieżki dostępne dla ludzi o mężnych sercach i silnych mięśniach. Starając się zrozumieć, jak niektórzy ludzie odnajdują te krótsze drogi do Dziedzińca Zewnętrznego, dostrzegamy, że czynią oni pierwszy krok w jednym z wielu punktów na tej długiej, krętej drodze, kiedy ich dusza, wędrująca do tej pory wokół góry być może tysiącami lat, po raz pierwszy zauważa cel tej podróży, kiedy przez krótką chwilę dane jest jej dojrzeć świątynię stojącą na szczycie. Ta biała świątynia opromienia bowiem swoim blaskiem zbocze góry i kiedy tylko pielgrzym podniesie wzrok znad kwiatów, kamyków i motyli, jego uwagę przyciąga promień światła. Dostrzega świątynię i ta krótka chwila odmienia go na zawsze. Przez tę krótką chwilę udaje mu się zrozumieć cel wędrówki, jej kres. Zobaczył szczyt, na który się wspina, ujrzał też ścieżkę, stromą, lecz o wiele krótszą, prowadzącą prosto w górę zbocza, do promiennej świątyni. Ta jedna chwila rozpoznania leżącego przed nią celu, chwila zrozumienia, choćby było ono ledwie przebłyskiem, że zamiast wspinać się mozolnie w kółko po siedem razy, zataczając małe koła w wędrówce pod górę – bo ścieżka zatacza własne kręgi, wijąc się jednocześnie wokół zbocza, a każda spiralna runda wokół zbocza ma po siedem zakrętów i dlatego cały proces trwa tak długo – dusza dostrzega swój cel i prostszą drogę do niego prowadzącą. Tej chwili towarzyszy zrozumienie, że ścieżka ma swoją nazwę, a jest nią „Służba”, ci zaś, którzy wchodzą na krótszą drogę, muszą przejść przez bramę, na której złotymi zgłoskami napisano „Służba człowiekowi”. Dusza musi to więc zrozumieć, zanim dotrze choćby do Zewnętrznego Dziedzińca świątyni, zrozumieć, że musi przejść przez tę bramę i że sensem życia jest służenie innym, nie dążenie do samorealizacji. Tak więc jedynym sposobem, by wspiąć się szybciej na szczyt, jest myśl, że robimy to dla dobra tych, którzy zostają z tyłu, aby – będąc już w świątyni – móc wysłać im pomoc. Jak już powiedziałam, zrozumienie tego następuje w nagłym przebłysku, który w następnej chwili znika. Ludzkie oko bowiem dostrzega ledwie jeden z tych świetlistych promieni padających z góry. Wzdłuż tej krętej drogi leży wiele atrakcyjnych, przyciągających wzrok przedmiotów, skoro jednak dusza raz ujrzała światło, może zobaczyć je ponownie, i kiedy cel jej podróży, poczucie obowiązku i wartość służenia innym raz zagości w jej wyobraźni, pozostawia po sobie pragnienie wyboru krótszej ścieżki, odnalezienia drogi wiodącej prosto w górę na Zewnętrzny Dziedziniec świątyni.
(…)
Ta pierwsza wizja sprawia, że raz po raz duszy dane jest oglądać przebłyski światła. Powracają one dzień po dniu podczas długiej wspinaczki. Za każdym razem światło jest jaśniejsze. Widzimy więc, że te dusze, które choćby w jednej krótkiej chwili dostrzegły cel i sens życia, idą pewniejszym krokiem. I choć wciąż podążają krętą drogą wokół zbocza, praktykują jednocześnie to, co uznajemy za cnoty, w coraz większym stopniu pociąga je to, co nazywamy religią, co próbuje im udzielać wskazówek co do dalszej wspinaczki, dotarcia na szczyt. Tak więc te dusze, które dostrzegły choćby przebłysk możliwego zwieńczenia swojej podróży i dlatego świadomie i chętnie podejmują jej trud, wyróżniają się pośród współtowarzyszy rzetelnością i uważnością, wysuwają się na czoło wielkiej rzeszy ludzkiej. Idą szybciej, ponieważ widzą sens tej wędrówki, obrały kierunek, który stał się dla nich zrozumiały. I choćby nie osiągnęły jeszcze doskonałości w tej pielgrzymce, mają przed sobą określony cel, który starają się realizować. Nawet jeśli nie rozumieją w pełni tego celu – wyczuwają go bowiem intuicyjnie – nie wałęsają się już, nie zbaczają z drogi, nie idą naprzód po to, by za chwilę się cofnąć. Wspinają się wytrwale krętą ścieżką, a z każdym dniem ta wspinaczka nabiera tempa. Ponieważ jest to dla nich podróż duchowa, zostawiają za sobą rzesze innych wędrowców. Kieruje nimi pragnienie pielęgnowania cnoty i rosnące pragnienie służenia współtowarzyszom. Wspinają się więc szybciej niż pozostali, choć wciąż idą krętą drogą. Uczą się przy tym nowych umiejętności, starają się pomagać bliźnim, aby ci mogli im towarzyszyć. Wyciągają pomocną dłoń do tych, którzy idą obok, zachęcając ich do szybszego marszu.
(…)
Tym, którzy są gotowi kochać i służyć, dane jest ujrzeć piękną, choć z początku w pewnym sensie surową postać, która przemawia do nich, podpowiada im, że jest krótsza droga. Wiemy, że tą postacią jest wiedza. To wiedza szeptem podpowiada im, jak mogą zrobić postępy. Religia, która wspiera ich w praktykowaniu cnoty, jest siostrą tej wiedzy, podobnie jak służba innym ludziom. Te trzy postacie obejmują panowanie nad duszą, aż przychodzi wreszcie jaśniejszy świt, pełniejsze rozpoznanie, zrozumienie celu wspinaczki. Przyszłość przestaje być tylko marzeniem, staje się określonym celem, zrozumieniem, że prawem rządzącym życiem jest służenie innym. Wzbogacona świadomą intencją, obietnicą niesienia pomocy w procesie postępu, dusza zaczyna lżej oddychać. Składa też pierwsze przyrzeczenie, że poświęci się służbie ludziom – to przyrzeczenie nie wynika z pełnego zrozumienia celu życia, zawiera się w nim jednak obietnica jego poznania. Święte Pisma opowiadają o jednym z Wielkich, który przebył krótszą drogę, wspinał się ścieżką bardziej stromą, wspinał się tak szybko, że zostawił za sobą wszystkich pozostałych, by stanąć samotnie na szczycie, zebrać pierwsze owoce swoich starań, owoce będące obietnicą daną całej ludzkości. On właśnie, został w późniejszych wiekach nazwany Buddą, „udoskonalał bowiem złożone wcześniej przyrzeczenie, kalpa po kalpie”. Ukoronowanie jego życia było spełnieniem obietnicy niesienia służby. To poprzez złożenie tej obietnicy dusza nawiązuje łączność z Wielkimi, którzy wędrowali przed nią. Ta więź skłania ją do podejmowania prób, wejścia na ścieżkę prowadzącą na Dziedziniec Zewnętrzny i dalej jeszcze, ku bramie świątyni. Wreszcie, po wielu wcieleniach upływających na niezmiennym dążeniu, wielu istnieniach wypełnionych pracą, oczyszczaniem, uszlachetnianiem i nabieraniem mądrości, życie po życiu, dusza jasno i wyraźnie definiuje swoją wolę. Kiedy zaś precyzuje swój cel, nie słyszy już zachęcających ją do dalszej wędrówki szeptów, lecz wyraźne polecenia.
(…)
Z determinacją puka więc do bramy wychodzącej na Zewnętrzny Dziedziniec świątyni, stuka z mocą, której nic nie może się oprzeć. Okazuje w ten sposób siłę, która zmierza ku osiągnięciom, która nauczyła się wystarczająco dużo, by zrozumieć, jak wielkie jest to zadanie, którego się podjęła. Ta dusza bowiem, która stoi teraz przed pierwszą bramą dziedzińca, wie, co pragnie osiągnąć, jest świadoma olbrzymich trudności, jakie ją czekają. Wie, że będzie musiała zostawić za sobą współtowarzyszy – te rzesze ludzi, które wciąż będą podążały krętą ścieżką wokół góry przez niezliczone tysiąclecia, przemierzały kolejne planety, okrążając to, co nazywamy łańcuchem, zataczając spiralne kręgi wzdłuż tego łańcucha, w trudzie wstępowania. Ta mężna dusza, która puka teraz do zewnętrznej bramy, zamierza wspiąć się na ten sam szczyt, lecz zaledwie w ciągu kilku wcieleń, krok za krokiem, pokonując zbocze stromo pod górę, ścieżką, która doprowadzi ją prosto do miejsca Najświętszego ze Świętych. Zamierza osiągnąć ten cel w czasie obejmującym tylko kilka istnień, podczas gdy rasa ludzka potrzebuje na to niezliczonych wcieleń. Jest to zadanie tak wielkie, że umysł musi być oszołomiony rozmiarami trudności, jakiego go czekają; zadanie tak wielkie, że w duszy, która się go podejmuje, musi rodzić się świadomość jej boskości, wszechmocy drzemiącej w jej świętym wnętrzu. Bo realizacja w ciągu kilku wcieleń zamierzeń całej ludzkości, rozpoczynając w tym samym miejscu cyklu, co wszyscy pozostali, realizacja nie tylko tych zadań, które leżą przed nią, lecz także tych, które będą doświadczeniem przyszłości – osiągnięcia tego, co godne jest samego Boga – musi oznaczać, że to właśnie boska moc doskonali się w ludzkiej formie.
(…)
Tak więc dusza puka do bramy, która otwiera się, by ją przepuścić, by mogła wejść na Dziedziniec Zewnętrzny. Musi przejść przez ten Dziedziniec, krok po kroku, by stanąć przed pierwszą bramą samej świątyni – pierwszą z czterech bram, z których każda jest symbolem wielkiej inicjacji. Pierwszej z tych bram nie przekroczy żadna dusza, która nie otworzyła się trwale na wieczność, porzucając wszelkie zainteresowanie ulotnymi rzeczami napotykanymi na swojej drodze. Jeśli bowiem dusza raz przejdzie przez bramę świątyni, nie wyjdzie z niej już więcej. Kiedy raz przejdzie przez tę bramę na jeden z dziedzińców wewnętrznych, prowadzących do miejsca Najświętszego ze Świętych, nie opuści już świątyni. Dokonała wyboru na wszystkie przyszłe tysiąclecia; znalazła się w miejscu, którego nikt, raz wszedłszy, nie opuszcza. W świątyni zostaje poddana pierwszej wielkiej inicjacji. Ale dusza, której postęp śledzimy, dopiero przygotowuje się na Dziedzińcu Zewnętrznym świątyni, aby w kolejnych wcieleniach móc wejść po siedmiu stopniach do pierwszej bramy i tam oczekiwać pozwolenia na przejście przez próg świątyni. Jaką pracę będzie więc miała do wykonania na Dziedzińcu Zewnętrznym? Jak będą wyglądały jej kolejne wcielenia, które mają uczynić ją godną tego, by zapukać do bramy świątyni? Oto temat, który podaję wam pod rozwagę, nawet gdyby dotyczył on tylko bardzo małej ilości ludzi w dzisiejszych czasach. Wiem bowiem dobrze, bracia i siostry, że opis tego Zewnętrznego Dziedzińca może się wam wydać mało interesujący, a w wielu z was wzbudzi nawet niechęć. Wystarczająco trudno jest odnaleźć drogę do Zewnętrznego Dziedzińca; wystarczająco trudno jest praktykować religię i wszystkie te cnoty, które czynią ludzką duszę godną choćby tego, by zapukać do bram tego dziedzińca okalającego świątynię. Ci więc, którzy przez nie przechodzą, musieli poczynić wielki postęp w przeszłości. Może się okazać, że dla niektórych z nich życie w tym miejscu nie będzie niczym atrakcyjnym – dla tych, którzy nie rozpoznali jeszcze celu życia, jego zwieńczenia. Pamiętajcie bowiem, że na Dziedzińcu Zewnętrznym nie przebywa nikt prócz tych, którzy świadomie przyrzekali służyć innym, tych, którzy oddali wszystko, nie prosząc w zamian o nic poza przywilejem niesienia tej służby, którzy jasno zrozumieli ulotną naturę rzeczy ziemskich, świadomie podjęli się zadania, które pragną zrealizować, odwracając się od ukwieconych ścieżek wokół góry, zdecydowani wspiąć się na szczyt prostą drogą, nieważne, jakim kosztem, nieważne, jak wiele codziennego wysiłku będzie ich to kosztowało przez kolejne wcielenia. Wysiłek jest konieczny, duży wysiłek, także na Dziedzińcu Zewnętrznym, bo wiele trzeba będzie tam osiągnąć w krótkim czasie.
(…)
Dokonałam tu arbitralnego podziału tej pracy. W rzeczywistości dusza nie wykonuje jej w poszczególnych etapach, nie musi stawiać kolejnych kroków na drodze przez Dziedziniec. Wszystko rozgrywa się jednocześnie. Dusza uczy się wszystkiego w tym samym czasie, to proces niepodzielny. Podziały wprowadziłam tylko w celu jego lepszego objaśnienia. Nazwałam te etapy kolejno: „Oczyszczeniem”, „Panowaniem nad myślą”, „Kształtowaniem charakteru”, „Duchową alchemią” oraz „Byciem na progu”. Nie oznacza to jednak, że powinniście rozumieć je jako odrębne etapy, ponieważ dusza opanowuje każdą z tych kategorii jednocześnie. Odbywa się to na Dziedzińcu Zewnętrznym przez kolejne jej spędzane tam istnienia. To zadania, których nie musi realizować w stopniu doskonałym, wystarczy, że dokona tego choćby po części, by odważyć się stanąć przed bramą świątyni, bramą pierwszego wtajemniczenia. Omawiam tu każde z zadań osobno, abyśmy mogli lepiej zrozumieć ich istotę. Dusza musi wykonać tę pracę choćby częściowo, musi dążyć do sukcesu po to, by zrozumieć jej sens i by się do niej rzetelnie przykładać. Ta, która wypełniłaby powierzone jej zadania w stopniu doskonałym, przeniosłaby się prosto do miejsca Najświętszego ze Świętych. Tak więc jedną z części tej pracy jest oczyszczenie, samooczyszczenie, oczyszczenie niższej natury po to, by każda cząstka duszy wibrowała w doskonałej harmonii z jej wyższą naturą, aż oczyści się wszystko to, co w człowieku przemijające, to, co nazywamy osobowością, co nie zawiera w sobie jego trwałych indywidualnych cech, a jest jedynie zbiorem elementów osobowości gromadzonym w każdym z wielu wcieleń. Wszystkie te cechy zewnętrzne otaczają duszę, są odzieniem, które ona przyobleka i które zabiera ze sobą w drogę przez kolejne inkarnacje, wszystko, co buduje w danym życiu, co trwała indywidualność gromadzi wokół siebie żyjąc na ziemi i z czego wyciąga esencję, by zasilić rosnącą, wieczną jaźń. Słowa, które trafnie opisują pozycję duszy w tym momencie, kiedy świadomie wchodzi ona na Dziedziniec Zewnętrzny i widzi, jakie ją tam czekają zadania, sformułował niedawno pan Sinnett. Mówił on o „posłuszeństwie duszy wobec jej wyższego Ja”.
(…)
Oznacza to podjęcie świadomej decyzji o odrzuceniu wszystkiego, co przejściowe, co należy do niższej osobowości. Każde życie, które musi upływać w tym niższym świecie, powinno koncentrować się na jednym celu gromadzenia użytecznych materiałów, które następnie zostaną przekazane Wyższej Istocie żyjącej i wyrastającej z tego, co zgromadzi niższa. Niższe ja – świadome tego, że zasadniczo jest jednością z większym Ja, które znajduje się ponad nim – musi jedynie przyjść na ten świat, by gromadzić wszystko, czego potrzebuje trwała jaźń. Postanawia, że całe jego życie będzie taką właśnie służbą, że celem tego życia jest jedynie gromadzenie materiału, który zostanie przeniesiony do wyższego Ja, będącego jej prawdziwą istotą. To wyższe Ja może dzięki temu kształtować rozwijającą się indywidualność, wyższą niż osobowość w danym życiu. „Posłuszeństwo wobec wyższego Ja” oznacza rozpoznanie tej służby przez ja niższe, jego życie nie dla siebie, lecz w celu służenia temu, co trwałe. Tak więc całe życie na Dziedzińcu Zewnętrznym powinno cechować całkowite posłuszeństwo wobec wyższego Ja, a cała praca tam wykonywana ma służyć większemu Jednemu, który obecnie realizuje się jako prawdziwa jaźń. Ta jaźń przetrwa wieki, rozwija się ku coraz pełniejszemu życiu dzięki tej dobrowolnej, lojalnej służbie posłańca, który przesyła mu materiał zgromadzony w świecie zewnętrznym.