Opis
Uczy rozróżniania prawdziwych Mistrzów od ich ciemnych uzurpatorów oraz istot świata astralnego. Pokazuje, że najlepszym sposobem na zbliżenie się do Wielkich jest jakaś forma służby ludzkości, ścieżka spokojnej cierpliwości i dobrowolnego poświęcenia Im własnej woli. Uczy, że duchowe życie i miłość nie wyczerpują się w rozdawaniu, albowiem dając jedynie przysparzamy, wzbogacamy siebie nawzajem.
Należy dbać o pogodę ducha i poczucie satysfakcji, ponieważ prawdziwe życie duchowe ma źródło w radości, a smutek wypływa wyłącznie z niezrozumienia. Nie wolno zatem popadać w przygnębienie i choć czasem odczuwamy smutek, nie należy mu ulegać i pamiętać, że w sercu wszechświata trwa niezmącona błogość. Rozpacz nigdy nie powinna zagościć w sercu żarliwego ucznia, ponieważ osłabia ona wiarę i oddanie, tworzy przestrzeń dla rozgrywek ciemnych mocy.
Trzeba traktować wszystko, co nam się w życiu przydarza jako lekcje, z których możemy czerpać korzyści, przekuwać w złoto wszelkie cierpienie.
Cytaty z książki:
Głos Serca jest zbiorem tekstów, fragmentów korespondencji z naszymi hinduskimi przyjaciółmi. Nie są to w żadnym razie „autorytatywne” nauki, a raczej myśli, które niektórym z nas wydały się pomocne i którymi chcemy się podzielić z innymi. Publikujemy je z myślą o tych, którzy wytrwale poszukują drogi do wyższego życia, a szczególnie do tych, którzy wiedzą, że to życie jest wejściem na ścieżkę, do ucznia pod kierownictwem Wielkich, podążających nią w przeszłości. Ci Wielcy pozostają na ziemi, by wspierać innych w tej wędrówce. Myśli zawarte w tych listach są wspólne wszystkim religiom, ale język i emocjonalność ma charakter hinduski. Cechuje je postawa pełna oddania, szlachetność i żarliwość znana na Wschodzie jako bhakti – jako całkowite, bezinteresowne oddanie Bogu oraz Boskiemu człowiekowi, za pośrednictwem którego Bóg przejawia się w osobie wyznawcy. Idea bhakti odnalazła najpełniejszy wyraz w hinduizmie.
(…)
W pierwszej kolejności musimy wiedzieć, że jaźń jest jedna we wszystkim. Powinniśmy więc ignorować w każdym napotkanym człowieku to, co jest w nim niegodne miłości, powinniśmy docierać do jaźni ukrytej w jego sercu. Dalej musimy sobie uświadomić – nie tylko teoretycznie, lecz poczuć to – że jaźń pragnie wyrażać siebie w życiowych przeszkodach i że nasza wewnętrzna natura zawsze jest godna miłości, a tylko to, co ją z zewnątrz spowija, może zniekształcać tę prawdę. Powinniśmy więc utożsamiać się z tą jaźnią, którą jesteśmy przecież w naszej najgłębszej istocie, współpracować z nią w walce z elementami niższej natury, które próbują zdławić jej ekspresję. Skoro zaś musimy pracować za pośrednictwem naszej niższej natury nad niższą naturą naszych braci, pamiętajmy, że pomożemy im tylko postrzegając świat ich oczami, wraz z ich ograniczeniami, uprzedzeniami, ich zniekształconym obrazem rzeczywistości. Kontakt z nimi, fakt, że reagujemy na ich obecność z poziomu naszej niższej natury, sprawia, że możemy im pomagać na ich sposób, nie nasz, bo tylko w ten sposób pomożemy im naprawdę. I tu wkraczamy w obszar nauk tajemnych. Uczymy się oddzielać od naszej niższej natury, by móc ją lepiej zbadać, poczuć ją, lecz nie ulegać jej wpływom. Nasze doświadczenie będzie więc natury emocjonalnej, lecz osądzać będziemy intelektem.
Taką metodę winniśmy obrać pomagając naszym braciom. Odczuwając tak, jak odczuwają oni, nawiązujemy z nimi synchroniczną więź. Musimy jednak odwołać się do naszego niezaangażowanego emocjonalnie Ja, by właściwie ocenić, móc służyć radą, wspierać ich pamiętając, że lepsza natura naszych braci będzie świadoma tego, co do nich mówimy.
(…)
Naszym pragnieniem niechże więc będzie dzielenie się tym, co w nas najlepsze. Nie zatrzymujmy dla siebie, lecz rozdawajmy to, co jest życiem Ducha. To jednak, co w nas „najlepsze”, często bywa nieatrakcyjne dla tego, komu chcemy pomóc, jak wyrafinowana poezja dla dziecka. Musimy zatem dawać mu to, co może sobie przyswoić, powściągając resztę nie z urazą, lecz dlatego, że on jej nie chce. Tak pomagają Mistrzowie współczucia nam, którzy dla nich jesteśmy jak dzieci. Musimy więc w taki sam sposób pomagać tym, którzy są młodsi od nas w życiu Ducha.
Nie zapominajmy, że jeśli kogoś spotykamy, dzieje się to zrządzeniem Mistrza, byśmy mogli tej osobie służyć. Jeśli nie zdołamy jej pomóc przez lekkomyślność, zniecierpliwienie czy obojętność, nie wykonamy pracy, którą nam powierzono. Często zaniedbujemy takie pilne obowiązki, bo angażujemy się w inne zadania, nie rozumiejąc, że to właśnie pomoc ludzkiej duszy, która została do nas przysłana, jest najważniejszą pracą w tym momencie. Musimy pamiętać o tym niebezpieczeństwie subtelniejszej natury, bowiem jedna powinność może przesłonić drugą, tę właściwą, a fakt, że jej nie dostrzegliśmy, nie pozwoli nam skutecznie działać. Nie wolno nam więc przywiązywać się do żadnej konkretnej pracy. Pracując, pozostawiajmy duszy swobodę, niech będzie nieustannie „czujna”, gotowa usłyszeć najcichszy jego szept, gdy wskazuje nam kogoś, kto w tej właśnie chwili czuje się bezsilny i potrzebuje naszej pomocy.
(…)
Stanowczość wobec niższego ja jest więc warunkiem dla niesienia skutecznej pomocy. Bo tylko ten, kto nie troszczy się o siebie, kto pozostaje obojętny wobec przyjemności i bólu, jest na tyle wolny, by współczuć innym w sposób doskonały. Niczego nie potrzebuje, więc może ofiarować wszystko.
(…)
Pojęcie „oddania” jest kluczem do wszelkiego prawdziwego postępu w życiu duchowym. Jeśli w pracy pragniemy rozwijać się duchowo i nie zależy nam na sukcesach, jeśli naszym celem jest służenie Mistrzom, a nie zaspokajanie naszych ambicji, nie możemy się zniechęcać byle porażką, każdym cieniem czy zastojem, jakich możemy doświadczyć w życiu wewnętrznym.
Służyć dla samego służenia, nie dla przyjemności, jaką możemy z tego czerpać, to uczynić wyraźny krok naprzód, bo dzięki temu możemy osiągnąć równowagę, która czyni nas obojętnymi tak wobec porażek, jak i sukcesów, zarówno gdy przebywamy w ciemności, jak i w świetle życia wewnętrznego. Kiedy więc uda nam się zapanować nad osobowością tak, by odczuwać prawdziwą przyjemność z pracy dla Mistrza, tak bolesną dla niższej natury, kolejnym krokiem będzie wykonywanie jej z pełnym zaangażowaniem, gdy ta przyjemność zniknie, gdy cała radość i światło zostaną przyćmione. W przeciwnym razie służąc świętym, będziemy służyć swojemu ja – oczekując tego, co mogą nam dać w zamian, nie poświęcając się czystej miłości.
(…)
Dopóki nie uporamy się z tym zawoalowanym egoizmem, grozi nam niebezpieczeństwo oddalenia się od tego, co jest prawdziwą służbą, jeśli nazbyt długo będzie spowijała nas ciemność, jeśli poczujemy się w środku martwi, bez nadziei. To właśnie pośród tej nocy ducha najbardziej potrzebna jest szlachetna służba, wtedy bowiem zerwane mogą zostać ostatnie pęta niższego ja.
Podkreślamy tu wartość oddania, ponieważ raz po raz przekonujemy się, że aspirujący znajdują się w takim niebezpieczeństwie, a postęp w dziele Mistrza zostaje wstrzymany na skutek dominacji osobowego ja. Oto nasz wróg, oto nasze pole bitwy. Rozumiejąc to, aspirujący powinien otwierać się na to wszystko w życiu codziennym, co może mu pomóc w stopniowym wyzbywaniu się wszystkiego, co osobiste. Powinien być wdzięczny wszystkim „niemiłym ludziom”, którzy depczą mu po palcach, naruszają jego wrażliwość, szkodzą jego miłości własnej. Oni są jego najlepszymi przyjaciółmi, najbardziej użytecznymi pomocnikami, dlatego winien jest im jedynie wdzięczność za to, co robią przeciwko naszemu największemu wrogowi. Traktujmy więc nasze życie codzienne jak szkołę wiedzy tajemnej, uczmy się tej doskonałej równowagi, niezbędnej w wędrówce ucznia po wyższych ścieżkach, zanim otrzymamy głębszą wiedzę, a dzięki niej moc.
(…)
Kto nie osiągnął spokojnego poziomu panowania nad sobą, kto wciąż nie pozostaje obojętny wobec spraw osobowości, nie odnalazł ukojenia w pracy dla innych, nie może być prawdziwym aspirantem nauk tajemnych, nie rozpoczął prawdziwego życia duchowego. Na niższym poziomie tzw. nauk psychicznych wartości, o których mówimy, nie są wymagane, dlatego najczęściej zadowalają się nimi pseudo adepci wiedzy tajemnej. Biała Loża jednak stawia je jako warunek swoim kandydatom, niezbędny dla przekroczenia bramy dziedzińca neofitów. Tak więc celem każdego aspirującego powinno być szkolenie się w służbie, w praktyce samodyscypliny, aby „kiedy Mistrz wejrzy w jego serce, nie ujrzał w nim najmniejszej skazy. Wtedy weźmie go za rękę i poprowadzi”.
(…)
Gdyby choć raz ktoś przyznał to, co powinni przyznać wszyscy mający jakiekolwiek pojęcie o naukach tajemnych, że swój udział w ludzkich sprawach mają niezliczone zastępy niewidzialnych elementali i bytów elementarnych wszelkiego rodzaju, że nieustannie wytwarzają wokół nas iluzje, przywdziewają najróżniejsze maski, że także członkowie Czarnej Loży z upodobaniem zastawiają pułapki i zwodzą poszukujących prawdziwej mądrości – musiałby również stwierdzić, że natura w swoim wielkim miłosierdziu i absolutnej sprawiedliwości musiała wyposażyć człowieka w zdolność odróżniania głosów tych bytów powietrznych od głosu Mistrzów. Zakładam, że wszyscy zgodzimy się co do tego, iż rozum, intuicja oraz sumienie są naszymi najwyższymi zdolnościami, jedynymi, które pozwalają nam odróżnić prawdę od fałszu, dobro od zła, to, co słuszne, od tego, co nieprawe. I jeśli tak jest, wszystko to, co nie przynosi nam zrozumienia, co nie jest zgodne z najwyższymi standardami moralności, nie może być postrzegane jako przesłanie Mistrzów.
(…)
Pośród wielu wątpliwości, jakie ogarniają umysł ucznia, wzbudzając w nim niepokój, jest ta, że słabość fizyczna może być przeszkodą w rozwoju duchowym. Proces asymilacji duchowej wiedzy nie czerpie z energii fizycznej, a rozwój duchowy trwa nieprzerwanie nawet wtedy, gdy ciało cierpi. Błędem jest, z powodu braku wiedzy i równowagi, zakładać, że torturowanie i głodzenie ciała czyni je podatnym na doznania duchowe. Nieprzerwany, rzeczywisty postęp dokonuje się przez czynienie tego, co najlepiej służy celom świętych.
(…)
Wydaje mi się, że spokojna cierpliwość ma w sobie szczególną słodycz, dobrowolne poświęcenie własnej woli tym, którzy wiedzą lepiej i zawsze udzielają nam dobrych wskazówek. W życiu duchowym nie ma miejsca dla osobistych dążeń. Tak więc uczeń może bez oporu zrezygnować z osobistych pragnień, a oni znajdą sposób, by za jego pośrednictwem pomagać innym. Uczeń może wprawdzie czasem czuć się pozostawionym samemu sobie, lecz kiedy staje przed jakimś ważnym zadaniem, niezmiennie czuje ich obecność u swojego boku. Noc niezmiennie przeplata się z dniem i to dobrze, że czasem nastaje ciemność, że samotnie doświadczamy cierpienia, choćby było ono głębokie. Odczucie ich obecności i wpływu jest zaiste najbardziej boskim z darów, jakie można sobie wyobrazić, ale nawet ten dar powinniśmy być gotowi poświęcić, jeśli poprzez wyrzeczenie się tego, co wydaje nam się najwznioślejsze i najlepsze, możemy skuteczniej pracować dla najwyższego dobra świata.
(…)
Starajcie się więc dostrzegać piękno w cierpieniu, cierpieniu, które pozwala nam lepiej pracować. Z pewnością nie możemy łaknąć ukojenia, skoro świat wciąż potrzebuje naszej pomocy. Starajcie się poczuć, że choć pozornie spowija was mrok, nie jest on rzeczywisty. I nawet, jeśli Mistrzowie wydają się być obojętni, to tylko po to, by kiedy nadejdzie pora, tym hojniej obdarzać was swą łaską. Słowa nie znaczą wiele, gdy nastaje mrok, lecz mimo to uczeń powinien chronić swoją wiarę w obecność Wielkich, wiedzieć, że choć ich światło nie rozbłyska w jego świadomości, wciąż się rozwija dzięki ich mądrej, współczującej opiece. I kiedy umysł odzyska swoją wrażliwość, będzie zdumiony i rozradowany odkryciem, jak wielką pracę duchową wykonał bez konieczności angażowania świadomości.
(…)
W świecie duchowym noce wypełnione lękiem niezmiennie następują po dniu, a ciemność, która jest działaniem naturalnego prawa, musi wreszcie ustąpić. Wystarczy więc spokojnie czekać na nadejście światła. Pamiętajcie, że spoza najgęstszej nawet zasłony dymu rozbłyśnie światło wysłane od lotosowych stóp Wielkich Panów ziemi. Trwajcie więc niewzruszenie i nigdy nie traćcie w Nich wiary. Wówczas nie będziecie mieli powodu do lęku. Z pewnością czeka was wiele prób, ale przezwyciężycie je. Kiedy mrok wiszący nad duszą się rozwieje, ujrzymy, że był on zaledwie cieniem, iluzją. Tymczasem jednak ta ciemność, dopóki trwa, jest wystarczająco realna, by zniszczyć wiele szlachetnych dusz, którym wciąż jeszcze brakuje sił do przetrwania.
(…)
Zawsze możemy odłożyć na bok nasze krótkowzroczne osobiste życzenia, by służyć wiernie Im. Wiem z doświadczenia, że podążając samotnie za Ich wskazówkami, zawsze unikałam niebezpieczeństwa, ku któremu nieświadomie zmierzałam. Czasem wydaje się, że tak trudno jest zrezygnować z naszych upodobań, ostatecznie jednak okazuje się, że takie wyrzeczenie przynosi tylko radość. Nie ma lepszego treningu niż tych kilka krótkich lat w naszym życiu, gdy powodowani głębokim rozczarowaniem szukamy schronienia u błogosławionych stóp Mistrzów, bo nigdzie indziej nie znajdziemy wytchnienia. Uczeń wyrabia więc w sobie nawyk oczekiwania schronienia tylko u Nich, i kiedy zdarza mu się o Nich nie myśleć, czuje się nieszczęśliwy i osamotniony. Dzięki temu, choćby popadł w najciemniejszą rozpacz, oni posyłają mu światło, które nigdy nie przygasa.
(…)
Cieszmy się więc, że mamy możliwość służenia wielkiej sprawie na drodze osobistych wyrzeczeń, bo Oni mogą przyjąć nasze cierpienie, by poprowadzić nieszczęsną, błądzącą ludzkość o krok wyżej. Każdy ból, jakiego doświadczyć może uczeń, przekłada się na korzyść dla świata. Dlatego powinien on znosić cierpienie bez narzekania, skoro widzi więcej niż zaślepieni śmiertelnicy, za których cierpi. W całym procesie ewolucji panuje jedno prawo, nazbyt boleśnie oczywiste, nawet dla zwykłego nowicjusza. Prawo to mówi, że wszystko, co jest warte zachowania, musi zostać okupione poświęceniem.
(…)
Ten, kto wyrzekł się wszelkiego poczucia ja, kto uczynił z siebie narzędzie w Boskich rękach, nie musi się lękać prób ani trudności napotykanych w nieprzyjaznym świecie. „Działam zgodnie z Twoimi wskazówkami.” To najłatwiejszy sposób, by wyjść poza koło indywidualnej karmy, bo ten, kto składa swoje umiejętności i zdolności u stóp Mistrzów, nie wytwarza indywidualnej karmy. Jak obiecuje Pan Kriszna: „Biorę na siebie zrównoważenie rachunków”. Uczeń nie powinien zatem myśleć o owocach swoich działań. Tego nauczał wielki Mistrz chrześcijaństwa: „Nie myśl o jutrze”.
(…)
Czym więc są dla nas kłopoty i trudności? Czy nie powinniśmy ich witać jako czegoś przyjemnego i użytecznego? Czy nie są w istocie naszymi najlepszymi nauczycielami oferującymi nam cały wachlarz istotnych lekcji? Dzięki nim możemy łagodniej, w równowadze przechodzić przez wszystkie życiowe zmiany i zdarzenia losu. Czy nie zawiedlibyśmy więc, ulegając temu, co zaburza spokój umysłu, co sprawia, że tracimy panowanie nad sobą, tak właściwe dla ucznia? Ucznia, który musi umieć zachowywać niezmącony spokój pośród sztormów i burz szalejących w świecie zewnętrznym? Nasz świat jest szalony, jeśli przyjrzeć mu się z boku, a jednak jakże zwodniczy w tym swoim szaleństwie! Przypomina obłąkanego, który nie chce uświadomić sobie, że jest chory, upiera się, że jest całkowicie normalny.
(…)
Czy nie sądzicie zatem, że smutek byłby niewdzięcznością wobec naszych Mistrzów, których życzenia spełniamy i z myślą o których wypełniamy swoje powinności? Nie tylko więc powinniście zachowywać spokój i poczucie zadowolenia, lecz doświadczać radości i przypływu sił witalnych, służąc tym, dla których służba jest dla nas najwyższym zaszczytem, o których pamięć budzi w nas najprawdziwszy zachwyt.
(…)
To, że nas nigdy nie opuszczą, jest tak pewne jak śmierć. Naszym zadaniem jest więc lgnąć do Nich ze szczerym i głębokim przekonaniem. Jeśli nasze oddanie będzie prawdziwe i głębokie, nigdy nie oddalimy się od Ich świętych stóp. Ale wiecie, co oznacza takie szczere i głębokie oddanie. Wiecie równie dobrze jak ja, że tylko całkowite wyrzeczenie się osobistej woli, tylko całkowite unicestwienie tego, co w człowieku osobowe, może uczynić bhakti właściwą i prawdziwą. Tylko kiedy cała ludzka natura osiąga stan doskonałej harmonii z Boskim prawem, kiedy nie pobrzmiewa w niej ani jedna fałszywa nuta, a wszystkie ludzkie myśli, idee, upodobania, pragnienia, uczucia świadome i nieświadome pozostają w pełnej zgodzie z „Wielkim Tchnieniem”, człowiek osiąga prawdziwy ideał oddania. Wznosimy się ponad ryzyko porażki dopiero wtedy, gdy osiągamy stan bhakti, bo tylko wtedy możemy nieprzerwanie się rozwijać i odnosić niepodważalne sukcesy. Uczeń nie ponosi porażek na skutek braku opieki i miłości wielkich Mistrzów, lecz z powodu własnych uporczywych, wrodzonych słabości.
(…)
Dla nas, dzięki najwyższej łasce naszych Mistrzów, sprawy ziemskie są nieco bardziej zrozumiałe niż dla przeciętnych mieszkańców świata. Dlatego tak żarliwie pragniemy poświęcić całą naszą energię życiową służbie dla Nich.
(…)
Uczniowi może się przydarzyć jedynie to, co jest dla niego najlepsze. Kiedy świadomie powierzy się dłoniom łaskawych Mistrzów, dopilnują oni, by wszystko przychodziło do niego we właściwym czasie – kiedy będzie mogło przynieść największe korzyści zarówno uczniowi, jak i światu. Dlatego powinien on traktować wszystko, czego doświadcza, pogodnie i z satysfakcją, „nie myśląc o jutrze”… Pień drzewa miotany przez fale wzburzonego morza jest spokojniejszy niż życie pielgrzymującego do świątyni Ducha. Spokojne życie jest bowiem stagnacją i śmiercią dla tego, kto nie osiągnął prawdziwego spokoju, jaki przynosi pokonanie wroga, którym jest osobowość.
(…)
Jedynym sposobem, by zachować sanktuarium serca nietkniętym, jest pozwolić, by snop światła rozjaśnił wszystkie jego mroczne zakamarki i spokojnie przyglądać się zniszczeniu zła. Uczeń nie może pozwolić, by ten proces oczyszczenia go onieśmielił, choćby napotkał w sobie jakieś okropne cechy. Musi trzymać się mocno stóp Tego, kto mieszka na chwalebnym polu, gdzie wypalane jest wszystko, co materialne. Wtedy nie będzie miał powodów do lęku ani do niepokoju. Powinien pokładać wiarę w Tych, którzy go chronią i pomagają mu, pozostawiając Im kierownictwo nad swoją pracą w wymiarze duchowym. Kiedy mroczny cykl dobiegnie końca, ujrzy złoto, które wytopiło się z surowej materii.
(…)
W tej naszej ziemskiej sferze, podobnie jak we wszystkich wymiarach egzystencji, noc następuje po dniu – światło lampy spowija cień. Jakże dziwne jest jednak to, że przedstawiciele świata kultury, erudyci, żywią przekonanie, iż wraz z postępem nauki, nauki zakorzenionej w materii, całe ludzkie nieszczęście, podziały rasowe i narodowe przestaną istnieć na zawsze, że choroby, susze, plagi, wojny, powodzie, nawet największe kataklizmy będą kwestią dalekiej przeszłości!
(…)
Prawdziwy spokój umysłu nigdy nie jest wytworem obojętności czy nonszalancji, wypływa jedynie ze zrozumienia, z wyższej i głębszej mądrości.