Opis
Autor nakłania czytelnika do rozwikłania podstawowych kwestii – jak żyć z drugim człowiekiem bez konfliktu? Dlaczego związki są tak trudnie? Jaką rolę w związkach odgrywa uważność? Czy naprawdę wiem, czym jest miłość? Czym jest nauka pochodząca od związku? Jaką rolę odgrywa myśl i pamięć w relacjach z innymi ludźmi?
Autor pisze: „Relacje są lustrem, w którym widzimy siebie takimi, jakimi jesteśmy. Całe życie jest ruchem w relacji. Nie ma takiej istoty żyjącej na ziemi, która nie byłaby w związku z czymkolwiek. Nie ma ucieczki od relacji. Są one dla nas lustrem, w którym możemy siebie zobaczyć, przekonać się, czym jesteśmy, poznać swoje reakcje, uprzedzenia, lęki, depresję, niepokój, osamotnienie, smutek, ból i żal. Możemy zobaczyć, czy kochamy, czy też to, co nazywamy miłością, nie istnieje. Będziemy zatem zgłębiać kwestię naszych relacji, ponieważ one są podstawą miłości. To jedyne, co nas łączy. Relacje są czymś absolutnie najważniejszym w życiu; jeśli ich nie rozumiemy, nie możemy stworzyć nowego społeczeństwa.”
Krishnamurti nigdy nie starał się zostać guru, zwykle umniejszał swoją rolę jako przewodnika, czy nauczyciela. Jego wykłady bardziej przypominały rozmowy przyjaciół. Podróżował z nimi po całym świecie, spotykając się z ludźmi żyjącymi w różnych kulturach, wyznającymi różne religie i filozofie. Trafiał do nich ze swoim przekazem, którego największą zaletą była bezpośredniość i autentyczność. Z pewnością trafi również do Ciebie i będzie inspiracją dla pełniejszego doświadczania świata z tolerancją i otwartością wobec jego bogatej różnorodności.
Cytaty z ksiązki:
Niniejszy „podręcznik” zawiera wyjątki z wykładów, rozmów i pism Jiddu Krishnamurtiego traktujących o relacjach. Krishnamurti widział wszystko w tak szerokiej perspektywie, że właściwie każdy z tych fragmentów ukazuje całą jego wizję. Czytelnicy pragnący znaleźć w nich odpowiedzi na temat istotnych dla nich kwestii mogą zobaczyć, jak dany fragment wiąże się z całością dyskursu, jak również odwołać się do źródeł podanych na końcu każdego rozdziału (szczegółową bibliografię zamieściliśmy na końcu tego tomu). Zbiór tych tekstów ma posłużyć jako punkt odniesienia dla dalszych poszukiwań.
(…)
Przez kilka kolejnych dni będziemy ze sobą dyskutowali, możemy zatem zacząć już dzisiejszego ranka. Ale jeśli każde z nas ma w zanadrzu jakieś założenia dotyczące poruszanych tematów, jeśli trwacie przy swoim zdaniu, przyjętych dogmatach, doświadczeniu i wiedzy, a ja przy swoich, nie będziemy w stanie rozmawiać, ponieważ taka postawa uniemożliwia wszelkie poszukiwanie. Dyskusja nie jest wymianą doświadczeń. Nie chodzi o to, by się nimi dzielić, lecz by ujrzeć piękno prawdy, która nie znajduje się w posiadaniu żadnego z nas. Ona po prostu jest.
Jeśli chcemy prowadzić inteligentną dyskusję, musimy nie tylko zdobyć się na otwartość i sympatię, ale zachować ostrożność. Ten, kto się nie waha, nie może dociekać prawdy. Dociekanie zakłada ostrożność, chęć samodzielnego poznania, odkrywanie krok po kroku; postępując w ten sposób, nie musicie podążać za nikim, prosić o skorygowanie albo potwierdzanie waszych odkryć. Do tego jednak potrzebujecie wielkiej inteligencji i wrażliwości.
Mam nadzieję, że mówiąc to, nie zniechęciłem was do zadawania pytań! Niech to spotkanie będzie jak rozmowa dwojga przyjaciół. Nie zakładajmy niczego z góry, nie próbujmy udowadniać swoich racji, rozmawiajmy swobodnie, w przyjaznej atmosferze, jak ludzie, którzy pragną dokonać wspólnie jakiegoś odkrycia. Taki stan umysłu pozwoli nam coś odkryć, choć zapewniam, że samo odkrycie będzie miało niewielkie znaczenie. Najważniejszy jest sam proces docierania do prawdy, a kiedy już do niej dotrzemy, nie wolno nam się zatrzymać. Poprzestawanie na tym, czego się dowiedzieliśmy, jest szkodliwe, bowiem zamyka nasz umysł. Musicie umrzeć dla tego, co poznacie w chwili, gdy dokonacie odkrycia. Tylko wtedy będziecie jak strumień, jak rzeka wypełniona po brzegi.
(…)
Czy zdarzyło wam się przyglądać swojej żonie, mężowi, dzieciom, sąsiadowi, szefowi albo któremuś z polityków? Jeśli tak, to co dostrzegliście? Obraz tej osoby, jaki stworzyliście, obraz polityka, premiera, boga, żony czy dzieci – patrzycie na ten obraz. Obraz ten powstał w oparciu o wasze relacje, wasz lęk i nadzieję. Przyjemności zmysłowe i innego rodzaju, jakich doświadczaliście ze swą żoną czy mężem, gniew, pochlebstwa, poczucie komfortu, to wszystko, co wiąże się z życiem rodzinnym – które jest martwe – to wszystko posłużyło wam do stworzenia obrazu swego męża czy żony. Patrzycie na obraz. To samo czyni wasza żona czy mąż. Zatem wasz związek z żoną czy mężem, czy relacja z danym politykiem, jest w istocie relacją dwóch obrazów. Zgadza się? Jest to fakt. Jak więc dwa obrazy będące wytworem myśli, przyjemności itd. mogłyby żywić wobec siebie jakieś uczucie, jakże miałyby się darzyć miłością?
Związek dwojga ludzi, bliskich sobie lub dalekich, jest relacją obrazów, symboli i wspomnień. Jak więc miałaby ich łączyć prawdziwa miłość? Rozumiecie to pytanie?
(…)
Czy istniejemy w związkach z kimkolwiek, czy też zawsze tworzymy relację pomiędzy dwoma obrazami, które stwarzamy na czyjś temat? Mam jakieś wyobrażenie o tobie, a ty o mnie. Mam twój obraz jako mojej żony czy męża, kogokolwiek, tak jak ty posiadasz mój obraz. Nasza relacja jest relacją dwóch obrazów i niczym więcej. Prawdziwa relacja możliwa jest tylko wtedy, gdy nie ma w niej obrazów. Kiedy potrafię popatrzeć na ciebie, a ty na mnie, bez wyobrażeń stworzonych ze wspomnień, urazów itd., wtedy jesteśmy w prawdziwej relacji, ale naturą obserwatora jest obraz, czyż nie? Mój obraz obserwuje twój obraz – jeśli taka obserwacja jest możliwa – i to nazywamy związkiem, choć związek ten dotyczy dwóch obrazów, a zatem naprawdę go nie ma. Bycie w relacji oznacza bycie w kontakcie. Kontakt ten musi być bezpośredni, nie może dotyczyć dwóch obrazów. Patrzenie na drugiego bez wyobrażeń, jakie stworzyłem na jego temat, wymaga wielkiej uważności. Muszę wyzbyć się przy tym wszystkich wspomnień związanych z tą osobą, tego, że mnie obraziła, że sprawiła mi przyjemność itd. Tylko wtedy, kiedy nie mamy wyobrażeń na swój temat, łączy nas prawdziwa relacja.
(…)
Jeśli patrzycie na kwiat, każda myśl o nim uniemożliwia wam to patrzenie. Słowa takie jak „róża”, „fiołek”, ten czy tamten „kwiat”, przeszkadzają wam w obserwacji. Patrzeć można tylko bez ingerencji słów, które są obiektywizacją myśli. Niezbędna jest wolność od słów oraz cisza; bez nich nie można patrzeć. Jeśli patrzycie na swą żonę czy męża, wszystkie wasze wspomnienia z nimi związane, przyjemne albo bolesne, przeszkadzają wam w tym patrzeniu. Tylko wówczas, kiedy patrzycie bez wyobrażeń, istnieje pomiędzy wami związek. Wasz obraz werbalny, tak jak obraz werbalny drugiego, nie wchodzą ze sobą w relację. Nie istnieją.
(…)
Musimy zrozumieć nasze relacje, ponieważ są one naszym życiem. Bez relacji nie istniejemy. Nie można żyć w całkowitej izolacji, otoczyć się murami, jak czyni to większość ludzi, ponieważ życie w takim wyizolowanym świecie, pozornie bezpiecznym, stawiającym opór wszystkiemu poza nim, rodzi tylko jeszcze większy zamęt, problemy i poczucie nieszczęścia. Jeśli się temu przyjrzeć, życie jest ruchem w działaniu, ruchem w relacji, i w tym właśnie tkwi nasz problem: jak żyć na tym świecie, w którym relacje są podstawą wszelkiego istnienia, jak żyć na tym świecie, aby nasze relacje z innymi nie były monotonne, rutynowe, brzydkie, aby nie były one tylko odtwarzaniem tego samego.
Nasze umysły ulegają wzorcowi przyjemności, a życie nie jest tylko przyjemnością. To oczywiste. My jednak pragniemy przyjemności. Tak naprawdę tylko jej potajemnie szukamy. Usiłujemy czerpać przyjemność niemal ze wszystkiego, ale ona tylko izoluje nasz umysł, wprowadza w nim zamęt, tworzy fałszywe wartości. Przyjemność rodzi iluzję. Umysł, który poszukuje przyjemności, co jest nader częste, nie tylko się izoluje, ale tkwi w wiecznym stanie sprzeczności, przejawiającym się we wszystkich jego relacjach, czy są to relacje z ideami, ludźmi czy własnością; trwa w konflikcie. Musimy więc zrozumieć, że tak naprawdę poszukujemy w życiu jedynie przyjemności.
Niezwykle trudno jest to zrozumieć, bo niby dlaczego mielibyśmy się przyjemności pozbawiać? Podziwiacie piękny zachód słońca, drzewo albo szeroką, wijącą się rzekę, piękno ludzkiej twarzy i to sprawia wam wielką przyjemność, budzi w was zachwyt. Cóż jest w tym złego? Sądzę, że cały nasz zamęt i nieszczęście rodzą się wtedy, gdy ta twarz, rzeka, obłok czy góra stają się wspomnieniem; wspomnienie bowiem domaga się kontynuacji przyjemności; chcemy ją powtarzać. Wszyscy to znamy. Doświadczyłem jakiejś przyjemności albo coś mnie zachwyciło i chciałbym to przeżyć jeszcze raz. Czy jest to przyjemność natury seksualnej, estetycznej, intelektualnej czy jakiejś innej, chcemy, by wróciła – myślę, że przyjemność zaciemnia umysł, tworzy fałszywe wartości, coś nierzeczywistego.
Ważne jest, byśmy zrozumieli, czym jest przyjemność, nie usiłowali się jej wyzbyć – to byłoby głupie. Nikt nie może się wyzbyć przyjemności. Kluczowe jest jednak zrozumienie natury i struktury przyjemności; ponieważ kiedy nasze życie staje się tylko przyjemnością i kiedy nie chcemy niczego poza nią, przyjemność staje się nieszczęściem, zamętem, iluzją, fałszywą wartością, pozbawia nas więc jasności umysłu. Jest to prosty fakt, zarówno pod względem psychologicznym, jak i biologicznym, że poszukujemy przyjemności i chcielibyśmy ją czerpać ze wszystkich naszych relacji. Dlatego kiedy związek nie daje nam przyjemności, powstaje w nas sprzeczność, konflikt, co daje początek poczuciu nieszczęścia, zamętowi i udręce.
(…)
Pytający: Wydaje się, że już dostrzegamy głupotę naszych pragnień i wyzwalamy się z nich, ale one znów do nas napływają.
Krishnamurti: Nigdy nie twierdziłem, że wolny umysł nie pragnie. Ostatecznie, cóż jest złego w pragnieniu? Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy pragnienie rodzi konflikt, kiedy pragnę pięknego samochodu, którego nie mogę mieć. Ale cóż miałoby być złego w samym patrzeniu na samochód, w podziwianiu jego piękna, barwy lakieru, prędkości, jaką może osiągnąć? Czy to pragnienie dostrzegania, patrzenia, jest czymś złym? Staje się ono natarczywe, kompulsywne, tylko wtedy, gdy jest pragnieniem posiadania. Wiemy, że popadamy w zniewolenie – uzależniając się od tytoniu, alkoholu czy określonego sposobu myślenia – ulegając pragnieniu i naszemu staraniu, by się z tego wyzwolić, które także implikuje pragnienie. Dlatego mówimy, że musimy osiągnąć stan wolny od pragnień. Zobaczcie, jak kształtujemy swoje życie naszą małością! To dlatego popadamy w przeciętność, to dlatego tak dręczą nas lęki i straszą ciemne zakamarki. Gdybyśmy zrozumieli to wszystko, o czym tu mówimy, zobaczyli to takim, jakim jest, pragnienie nabrałoby dla nas zupełnie innego znaczenia.
(…)
Nie twierdzimy, że należy wyzbyć się pragnień czy też je w sobie stłumić, jak nakazują wasze święte księgi czy guru. Przeciwnie, próbujemy wspólnie zgłębić to, czym jest pragnienie. Tłumiąc je w sobie, niszczycie siebie, ulegacie paraliżowi, tracicie wrażliwość i popadacie w stan ogłupienia, otępienia, wzorem wszystkich ludzi religijnych. Zaprzeczają oni pięknu i wrażliwości, ponieważ tłumią siebie. Kiedy jednak zrozumiecie całą subtelność pragnienia, naturę pożądania, już nigdy nie będziecie próbowali go stłumić, niczego tłumić, ale do tego jeszcze dojdziemy.
Czym jest pragnienie? Budzi się w nas ono na widok pięknej kobiety, wspaniałego samochodu, eleganckiego mężczyzny czy ładnego domu. Zauważamy to wszystko, pojawiają się w nas związane z tym odczucia i wtedy wkracza pragnienie. Widzę, że ma pan na sobie ładny płaszcz. Dostrzegam to, widzę; zauważam atrakcyjny krój płaszcza i budzi to we mnie pewne odczucia; zaczynam pragnąć tego płaszcza. To bardzo proste.
Co nadaje ciągłość pragnieniu? Czy rozumiecie to pytanie? Wiem, jak się budzi pragnienie; nietrudno to zrozumieć. Lecz co sprawia, że ono w nas trwa? Ciągłość pragnienia wzmacnia je i sprawia, że przeradza się ono w wolę. Zgadza się? Muszę więc dociec, co nadaje ciągłość pragnieniu. Jeśli się tego dowiem, będę sobie umiał z nim poradzić. Już nie będę musiał tłumić w sobie pragnień.
(…)
Widzimy zatem, jak budzi się w nas pragnienie, i nietrudno to zrozumieć. Powinniśmy jednak sprawdzić, co nadaje naszym pragnieniom ciągłość. To naprawdę ważne, nie to, jak budzi się pragnienie. To już wiemy. Widzę coś pięknego i chcę to mieć. Widzę coś brzydkiego, bolesnego, co przypomina mi różne rzeczy, więc to od siebie odsuwam. Człowiek uświadamia sobie budzące się pragnienie, lecz nie wnika w jego istotę – w każdym razie tak postępuje większość – nie pyta, co sprawia, że pragnienie w nim nie gaśnie, że wciąż doświadcza on sprzeczności. Gdyby nie było w nas sprzeczności – tej walki dobra ze złem, bólu z przyjemnością, spełnienia z frustracją – gdybyśmy nie doświadczali tej sprzeczności pragnienia i jego trwania, gdybyśmy zrozumieli to wszystko, pragnienie nabrałoby dla nas zupełnie innego znaczenia. Rozpłomieniłoby się, stałoby się czymś naglącym, pięknym, budzącym silną reakcję – nie czymś, czego należy się bać, co trzeba zniszczyć, zdławić czy odrzucić.
(…)
Jeśli nie macie w sercu miłości, pozostaje wam tylko jedno: przyjemność. Tą przyjemnością jest seks, dlatego staje się on dla was tak wielkim problemem. Aby go rozwiązać, musicie zrozumieć. Rozumiejąc, uwalniacie swój umysł.
(…)
Czym jest seks? Samym aktem czy wszystkimi tymi przyjemnymi wyobrażeniami, myślami i wspomnieniami z nim związanymi? A może jest tylko faktem biologicznym? Czy tam, gdzie jest miłość, pozostają również wspomnienia, wyobrażenia i podniecenie? O ile mogę w tym miejscu użyć słowa „miłość” nie kalając go, sądzę, że musimy zrozumieć fizyczny, biologiczny fakt. To po pierwsze. Cały romantyzm, podniecenie, uczucie skierowane do drugiej osoby, utożsamienie się z tą osobą w związku, poczucie ciągłości, satysfakcja – to po drugie. Jeśli dajemy się ponieść pożądaniu, potrzebie, jak ważną rolę odgrywa w tym seks? Czy jest on potrzebą psychiczną, czy też biologiczną? Trzeba bystrego, uważnego umysłu, by umieć odróżnić potrzeby fizyczne od psychicznych. Seks to wiele różnych rzeczy, nie tylko sam akt. Pragnienie zatracenia się w drugiej osobie, kontynuacji związku, posiadania dzieci, udziału w nieśmiertelności za pośrednictwem dzieci, żony czy męża, poczucie oddania się drugiemu człowiekowi i wszystkie związane z tym problemy, czyli zazdrość, przywiązanie i lęk – cała ta udręka – czy to wszystko jest miłością? Jeśli nie zrozumiemy głębi naszych potrzeb, ukrytych w mrocznych zakamarkach naszej świadomości, seks, miłość i pożądanie wywołają w naszym życiu prawdziwy chaos.
(…)
To ten, kto przywiązuje wagę do intelektu, kto posiada wielką wiedzę – wiedzę będącą czymś różnym od mądrości – ten, kto postępuje według schematu, kto pragnie zbawić świat, kto nieustannie analizuje i rozmyśla, staje się zniewolony przez seks. Ponieważ jego życie jest płytkie, a serce puste, seks staje się dla niego ważny – obserwujemy to w naszej cywilizacji. Wynieśliśmy intelekt na piedestał, a nasze umysły tkwią w pułapce własnych tworów, takich jak radia, samochody, mechaniczne rozrywki, wiedza techniczna oraz liczne uzależnienia. Dla umysłu tkwiącego w takiej pułapce jedyną formą uwolnienia bywa seks. Proszę państwa, przyjrzyjcie się temu, co dzieje się w każdym z nas, nie patrzcie na innych. Przyjrzyjcie się własnemu życiu, a przekonacie się, jak silnie dotyczy was ten problem, jak puste jest wasze życie. Jakie jest wasze życie? Suche, puste, monotonne i męczące, czyż nie? Wychodzicie do biura, wykonujecie swoją pracę, powtarzacie swoje mantry i rytuały pudży. Przebywając w biurze, wykonujecie narzucone wam czynności rutynowo, bezmyślnie; równie mechanicznie podchodzicie do spraw religii; poprzestajecie na akceptacji tego, co narzucają wam autorytety. Co się zatem właściwie dzieje w świecie biznesu, w procesie edukacji czy w waszym codziennym życiu? Brakuje w tym wszystkim twórczości, kreatywności, prawda?
(…)
Kiedy widzimy całość – to, co robimy z miłością, z seksem, z folgowaniem sobie albo ślubowaniem wstrzemięźliwości – gdy zyskujemy cały obraz nie idei, lecz faktu, miłość, seks i czystość stają się jednym. Nie są od siebie oddzielne. To oddzielenie w związkach niszczy nas. Seks może być czymś równie czystym jak bezchmurne niebo; ale potem przychodzi chmura i zaciemnia je myślą. Myśl mówi: „To jest czyste, a to nie”, „To muszę kontrolować” oraz „Tu mogę sobie odpuścić”. Zatem to myśl jest trucizną, nie miłość, nie czystość czy seks.
Jeśli coś jest niewinne, może robić, co zechce, a pozostanie czyste; ale niewinność nie jest wytworem myśli.
(…)
Pytający: Czy możliwe jest, by mężczyzna i kobieta prowadzili wspólne życie, uprawiali seks i wychowywali dzieci będęc wolnymi od całego tego zamętu, goryczy i konfliktu, jakie zwykle występują w związkach? Czy możliwa jest taka wolność po obu stronach? Nie chodzi mi o wolność seksualną, o to, by każde z nich mogło spotykać się z innymi. Ludzie zwykle są ze sobą, pobierają się, ponieważ się w sobie zakochują, pragną siebie nawzajem, wybierają siebie, czerpią z tego związku wielką przyjemność i energię, choć bywają też wobec siebie zaborczy. A to znaczy, że w tym ich zakochaniu mieści się już ziarno konfliktu.
Krishnamurti: Czy tak jest rzeczywiście? I czy tak być musi? Czy nie możecie się po prostu zakochać i nie chcieć zagarnąć tej osoby dla siebie? Kocham ją i ona kocha mnie, pobieramy się – jest to proste, nie ma w tym konfliktu. (Nie musimy się koniecznie pobierać, możemy po prostu żyć razem.) Czy nie możemy na tym poprzestać, bez zaborczości? Czy dwoje ludzi może się po prostu kochać, wykazując się przy tym inteligencją i wrażliwością, pozostawiającymi drugiej stronie wolność, nie powodując konfliktu? Konflikt nie wiąże się z miłością; uczucie miłości jest całkowicie wolne od konfliktu. Zaborczość, a także to wszystko, co się z nią wiąże: zazdrość, podejrzliwość, zwątpienie, lęk przed utratą miłości, wieczne domaganie się zapewnień, gwarancji, to marnowanie energii. Na pewno możliwe jest życie w związku seksualnym z kimś, kogo darzycie miłością, bez tego koszmaru, który zazwyczaj się z tego wywiązuje. To oczywiste.
(…)
Większość z nas przez całe życie bardzo się stara, o coś walczy; ten wysiłek, te dążenia wszelkiego rodzaju pozbawiają nas energii. W całej swojej historii człowiek zakładał, że aby odnaleźć to, co rzeczywiste, by odnaleźć Boga – jakkolwiek to nazywał – należy zachować wstrzemięźliwość seksualną, ślubować czystość i tłumić, kontrolować, walczyć ze sobą przez całe życie, by dotrzymać obietnicy. Cóż za strata energii! Podobnie jak stratą energii jest nadmierne folgowanie swoim popędom. Ale większego znaczenia nabiera tłumienie. Wysiłek w to włożony, narzucanie kontroli, zaprzeczanie pragnieniom, wykrzywia umysł, przez co stajemy się surowi, nieczuli. Posłuchajcie mnie, proszę. Obserwujcie siebie i ludzi wokół was. Zobaczcie, jak wiele tracicie energii na tę walkę. Nie sam seks, sam akt seksualny, lecz myśli, obrazy i przyjemności, nieustanne rozpamiętywanie tego wszystkiego, jest marnowaniem energii. Większość ludzi trwoni energię na zaprzeczanie, ślubowanie czystości lub nieustanne rozpamiętywanie.
(…)
Jeśli się przyjrzeć, co pogrąża nasze relacje w stanie stagnacji, dostrzeżemy, że to nasze myśli, kalkulacje, osądy, ważenia, dostosowanie się, jedyną zaś rzeczą, która może nas od tego uwolnić, jest miłość niebędąca procesem myśli. Nie można myśleć o miłości. Można myśleć o osobie, którą się kocha, ale nie sposób myśleć o miłości.